niedziela, 29 września 2013

Jesień


Pogoda dopisała, wrocławianie zaludnili parki. W Południowym kaczki przejedzone, w Zachodnim kasztany wybrane. Zadowoliliśmy się więc zbieraniem liści i żołędzi:)

sobota, 28 września 2013

The Imperial March


Dziś ja i Babu rozwinęliśmy się muzycznie. I każde z nas potrafi zagrać na pianinie siedem pierwszych taktów z Marszu Imperialnego!

piątek, 27 września 2013

czwartek, 26 września 2013

Bilans

Moje piękne, obsypane różowym kwieciem rośliny, przestawione z lodówki na stół celem zwiększenia im dostępu do światła, a co za tym idzie przedłużenia ich czasu kwitnienia, zostały skrupulatnie obgryzione przez ciekawską i żądną nowych kulinarnych wrażeń koteczkę. Niegrzeczna Rita, podsumował rzecz Babu. Ja zniosłam do domu nowe kwiatki, które stanęły w niedostępnym jeszcze dla szkodnika miejscu.
Za to jakąż miłą niespodziankę mieliśmy po odwiedzinach Radka. W pokoju Babu panował idealny porządek! Chłopcy nie mieli czasu roznieść wszystkich zabawek po całym domu, bo Rita wciągnęła ich w zabawę i nic więcej do szczęścia nie było potrzebne.
Dobra Ritusia, pani zostawi koteczkowi zielone kikuty na stole, a nuż roślinki odżyją i kicia znowu będzie miała co obgryzać:) A w sobotę nabędziemy trawkę, skoro takie zapotrzebowanie na przyrodę występuje.

Przejście Garncarskie


środa, 25 września 2013

The Fall

Perełka wśród seriali w wersji mini. Raz, że jest to produkcja brytyjska, dwa, że rzecz się dzieje w Belfaście, trzy, że psychopata w ostatniej chwili wymyka się pościgowi, co rodzi nadzieje na upragniona przeze mnie kontynuację. Jednakże największym atutem 'The Fall' jest Gillian Anderson. Wygląda tu jak młodsza i o niebo ponętniejsza siostra Dany Scully. No i ostra jest jak brzytwa. W pierwszej chwili jej zachowanie wydaje się typowo męskie, ale momentami można wręcz zwątpić w jej zdrowie psychiczne, bo bezwzględność i absolutny brak emocji z jej strony wydają się aż nieludzkie. Ale to nie jedyna postać, która przełamuje tu schematy. Morderca w życiu codziennym jest przeuroczym mężczyzną o kojącym tonie głosu i ujmującym, wzbudzającym bezwarunkowe zaufanie sposobie bycia. Oglądając serial nie mogłam powstrzymać się od powtarzania, że gdyby ten człowiek zapytał mnie o drogę czy poprosił o pomoc w jakimś odludnym zaułku, bez wahania poszłabym za nim. I idę o zakład, że nie ja jedna.

W pełnej krasie


wtorek, 24 września 2013

Tarta z gruszkami

Zaczęło się od tego, że mieliśmy w domu naprawdę sporo gruszek. I żadnych smakołyków na deser. Tarta stała się więc oczywistością. Kiedy wyjęłam ją z piekarnika, Maciek przebudził się drzemki i chłopaki ochoczo zasiedli do stołu. A potem Babu powiedział:
Mamo, zwykle nie lubię ciast z owocami, ale to jest przewyborne!
I pochłonął ćwierć blaszki.


CIASTO: 12,5 dag masła, 25 dag mąki, 2 łyżki cukru pudru, 1 żółtko, 2 łyżki wody, szczypta soli.

SOS: 2 jajka, kubeczek śmietany (lub jogurtu), cukier wanilinowy, 3 łyżki cukru pudru, 2 łyżki mąki.

Oraz 3-4 gruszki i kilka łyżek brązowego cukru

Ciasto zagniatamy, chłodzimy, wykładamy na foremkę, nakłuwamy, pieczemy kwadrans z grochem czy fasolą jako obciążeniem, a potem jeszcze 10 bez niczego. Następnie wykładamy pocięte na raczej spore kawałki gruszki (gęsto i w dużej ilości, bo zmniejszą swoją objętość), zalewamy sosem, posypujemy brązowym cukrem i pieczemy w 180 st., póki się nie zrumieni.

poniedziałek, 23 września 2013

Europejska Noc Literatury

Po raz pierwszy w tym roku we Wrocławiu odbyła się Europejska Noc Literatury. I od razu ogłosić można ogromny sukces! Zainteresowanie było ogromne i zdecydowanie przerosło oczekiwania organizatorów. Wszystkich miejsc nie sposób było zaliczyć, więc jako samozwańcza kierowniczka wycieczki na rozpoczęcie wędrówki wybrałam Pasaż Pokoyhof i Bartłomieja Topę czytającego 'Lizbonę triumfującą'. Tekst makabryczny, brutalny, napawający grozą i odrazą.
Szczęśliwie zaraz potem nastrój radykalnie się zmienił za sprawą opowiadania Sabacha, które przypadło w udziale Janowi Peszkowi. Zabawa we Wrocławskim Centrum SPA była pyszna. Nie dość, że lektor wypłynął na środek basenu łódką i dał popis zdolności aktorskich, to jeszcze sama historia miała taką puentę, że z pewnością wielu osobom ją powtórzę. No i postanowiłam dać kolejną szansę Sabachowi, bo okazał się on najciekawszym autorem wieczoru.
Dalej była Synagoga z Magdą Kumorek z 'Nową Hiszpanią' i Michał Rusinek z 'Zapachami' w Przejściu Garncarskim. W Tajnych Kompletach wygrzebałam 'Misia Uszatka' z nadgryzionym rogiem i brakującymi kilkoma kartkami, ale za to wydanego w 1976 roku. A zaraz nieopodal w Kamienicy pod Złotym Słońcem wpakowałam się na fotel Maciejowi Masztalskimu. Jemu w udziale przypadł 'Litwin w Wilnie'. 
Kolejną po basenie niecodzienną scenerią  było Krzesło Kantora. Szczerze podziwiam L.U.Ca za entuzjazm z jakim o dziesiątej wieczorem na przeraźliwym zimnie czytał 'Nieśmiałego Argentyńczyka'. Nie każdy miał tyle werwy. Gościem ostatniego spotkania był Michał Witkowski ze 'Skromną uroczystością'. I w lekturze pomagał mu konferansjer. Co wyszło na szczęście świetnie, bo panowie ogromnie wczuli się w role i wykazali się nie lada poczuciem humoru.
Teraz pozostaje mi tylko odszukanie prezentowanych tej Nocy tekstów. Zwłaszcza tych, których fragmentów nie udało mi się usłyszeć.







niedziela, 22 września 2013

Komitywa

Z fascynacją przyglądam się ewolucji relacji między Babu i Ritą. Zaczęło się od znaczenia terenu. Walka toczyła się głównie o pokój Sebiego, ale przepychanki były też w kuchni, łazience, na krześle w przedpokoju itd. Moja skromna osoba wchodziła w skład części ruchomych terytorium, więc raz po raz znajdowałam się w oku cyklonu. Popularność, jaką się w tym czasie cieszyłam, sięgała zenitu. Co kilka minut ktoś się do mnie przytulał. Ostentacyjnie! Ponadto synuś ustawicznie przybiegał ze skargą, że kolejne zabawki zostały poprzewracane, kicia w odwecie nie odstępowała go na krok i targała wszystko, co się jej nawinęło pod łapy. W końcu jednak przyjęli do wiadomości, że mają to załatwiać między sobą. Sebi więc co rusz wystawiał kota za drzwi i zamykał się w pokoju. Rita zaś miała w nosie, kiedy ten był chory i wymiotował, i twardo domagała się pieszczot, bo akurat była na nie pora.
Ale po czterech tygodniach w końcu się dotarli. Sebi dodał Ritę do listy osób, które kochamy. I mówi, że jest jej tatusiem. Ona z kolei z anielską cierpliwością pozwala mu nosić się na rękach i czule liże go po nosie. Oficjalnie jednak ostrzegam, że jeśli m o j a  kotka zacznie jeszcze u niego spać, nie zawaham się sięgnąć po radykalne środki, by ratować swoją pozycję w stadzie;)

P.S. Maciek został kupiony już na początku. Rita okazała się fanką sportu. Nic innego w telewizji nie wywołuje u niej zaciekawienia. Ale kiedy Maciek włącza kanał sportowy, jego bratnia dusza siada w pierwszym rzędzie, dosłownie przykleja się do ekranu i kibicuje obiema łapkami.

Szynkarnia


 

Podpłomyki. Z serem jerseyowym. Oraz z pieczoną szynką i serem farmerskim.

Szynkarnia, św. Antoniego 15.

piątek, 20 września 2013

Grzech aniołów

Jedną z cech dobrego pisarza jest to, że przy zachowaniu większości swoistych dla siebie cech, umie jednak za każdym razem zaskoczyć czytelnika czymś nowym. I dlatego chyba takim sentymentem darzę panią Link. Znowu więc akcja toczy się, przynajmniej częściowo, w Anglii, jedna z głównych bohaterek kieruje się w życiu uczuciowym impulsem i zdradza nie aż tak kochanego małżonka, a o prawdziwych motywacjach postaci dowiadujemy się bardzo powoli. Z nowości mamy tu z kolei odwrócony szyk intrygi, bo typujemy mordercę zanim jeszcze zabójstwo zostanie popełnione, oraz brak rozgrzeszenia dla rzucającej się w wir namiętności pani. Wcale mnie to nie dziwi, bo to niejako kara za inne grzechy, ale nie powiem jakie, żeby nie psuć zabawy:)

Kołysanka

Babu śpiewa mi kołysankę. 'Oczka zmruż, zaśnij już'. To cały tekst, powtarzany kilkakrotnie, oczywiście. Melodia bliżej nieokreślona, ale całkiem spokojna i miła dla ucha. Faktycznie usypiająca. Pytam dziecię, skąd zna taką ładną piosenkę. 'Sam ją wymyśliłem.' Proszę więc, żeby mi jeszcze coś własnego autorstwa zaśpiewał. Zgadza się. I leci ten sam tekst na trochę skoczniejszą i mniej już rytmiczną melodię. Po czym pada propozycja wystąpienia z kolejnym utworem. Zgadzam się ochoczo. Ma być z innym tekstem. I faktycznie, Sebi dokłada 'mamusiu'. Po czym zaczyna zawodzić w stylu Bjork.
Zaczynam tak chichotać, że Babu nie może powstrzymać się od zawtórowania mi i całkiem już rozbudzeni tarzamy się ze śmiechu.

czwartek, 19 września 2013

Kącik parapetowy


A dlaczego nie mogę z panią wyjść na balkon na papieroska?

wtorek, 17 września 2013

Koneser

Nawet Geoffrey Rush nie był w stanie uratować tego filmu. Wiarygodność psychologiczna zerowa: odludek, egocentryk i zatwardziały stary kawaler w jednym niespodziewanie nie tylko zaprzyjaźnia się z żółtodziobem, ale i daje się wodzić za nos rozkapryszonej pannicy, a ta z kolei po dziesięcioleciu latach, czy więcej, życia w absolutnej izolacji, nagle wyfiokowana i w szpilkach bryluje w towarzystwie w wypasionej restauracji, gdzie przeciętny zjadacz chleba nie ośmieliłby się kichnąć. A to odwlekanie momentu wystąpienia oczekiwanego przez co niektórych z nieznośnym zniecierpliwieniem zwrotu akcji - karygodne! Nie żeby potem było lepiej, ale jak nigdy bliska byłam opuszczenia sali, gdybym całkowicie straciła wiarę na rozwiązanie inne niż mdławy happy end.

Smerfy 2

A to przykład produkcji sztampowej do bólu. Ale i z tego seansu wyniosłam pewne korzyści. Popcorn na ten przykład był pycha, sto lat już w kinie nie jadłam i w sumie ucieszyłam się, że Babu postawił na swoim i zaciągnął mnie do Heliosa w Magnolii. Chociaż za nic drugi raz tego oglądać nie dam rady. Lista rzeczy, które mi się podobały, jest krótka: dubbing Stuhra i nonszalancja, z jaką odnosił się Gargamel do tłumów swoich fanów. Im silniej nimi gardził, im podlej nimi pomiatał, im bardziej grubiańsko się zachowywał, tym większym uwielbieniem się cieszył. Brzmi znajomo? No któżby się spodziewał, że sequel Smerfów okaże się zwierciałem swoich czasów.


Elysium

Po wyjściu z kina Maciek stwierdził, że od tej pory chodzimy już tylko na 'moje' filmy, a 'jego' oglądamy w domu z kanapy. I chyba tylko dlatego warto było wybrać się na 'Elysium'. Oczekiwań nie mieliśmy na wyrost, ale same efekty specjalne to jednak trochę mało. A historia miała potencjał. I obsada była niezła. Skończyło się jednak na biało-czarnych charakterach, przewidywalnym zakończeniu i masie uproszczeń, od których aż bolały zęby.

poniedziałek, 16 września 2013

The Killing

Serial lotem błyskawicy podbił moje serce. Stawiam go na równi z 'Grą o tron' i 'Homeland'. Jego największą siłę stanowią główni bohaterowie. Para detektywów, którzy początkowo za sobą nie przepadają, a potem tworzą najbardziej skuteczny zespół, jaki sobie można wymarzyć, to, zdawałoby się, motyw zgrany do cna. Tu jednak kupujemy to bez mrugnięcia okiem, tak pysznie się uzupełniają, tak wiarygodna jest ich droga do wzajemnego zrozumienia się, dotarcia i przyjaźni. A są to postaci ciekawe także dlatego, że wcielają się w nie aktorzy genialni, a mało rozpoznawalni, nie do końca ucieleśniający znany z okładek magazynów ideał piękna, a nadto nie wystylizowani na gwiazdy, ale odarci z glamouru sztampowych ekranowych zwycięzców. Mają, oczywiście, swoje dziwactwa, które czynią ich bardziej oryginalnymi od przeciętnego szarego człowieka, ale nie wydają się one sztuczne i podpompowane na siłę. Naprawdę trudno nie pokochać Linden i Holdera.
Kolejna rzecz wyróżniająca 'Dochodzenie' to tempo, w jakim rozwija się akcja. Nie żeby detektywi byli ślamazarni. Chodzi o czas, jaki mamy na drobiazgowe przyjrzenie się wszystkim osobom, których zbrodnia w jakikolwiek sposób dotknęła.Czujemy więc ból rodziców zamordowanej nastolatki, obserwujemy rozpad jej rodziny, poznajemy kulisy prywatnego życia każdego z podejrzanych. A wszystko w mrocznym i wiecznie mokrym Seattle, mieście, które wpędza w depresję za sprawą samej tylko pogody.
Zaskakujące zakończenie jest oczywistością, więc nie będę się nad nim rozwodzić, dodam tylko, że dwie serie po trzynaście odcinków na jedno śledztwo to, jak by nie spojrzeć, sporo, ale w moim odczuciu ani jedna minuta, ani jedna scena nie była zbędna. I po każdym odcinku czułam niedosyt.

niedziela, 15 września 2013

Blancanieves

Nie widziałam 'Artysty', tak więc 'Śnieżka' to pierwszy niemy film od lat, a może nawet w całym moim życiu, bo jakoś nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek oglądała Charliego Chaplina, jaki miałam okazję zobaczyć. I przyznaję, że wcale mi wartkich dialogów nie brakowało. Wręcz przeciwnie. Fantastycznie skomponowane obrazy, nieustające zbliżenia na pełne ekspresji twarze bohaterów i żywiołowa muzyka wyrażały pięknie i w pełni historię, którą znamy przecież od dziecka. Przeniesienie opowieści w realia hiszpańskie, gdzie światem władają torreadorzy, a kobiety zmysłowo wirują w rytmie flamenco, było strzałem w dziesiątkę. Film aż zapiera dech w piersi od pulsujących w nim emocji. Ale tym, co sprawiło, że pozostanie w mojej pamięci na długo, jest genialne zakończenie. Nie mogę zdradzić szczegółów, bo popsułabym niespodziankę, ale zapewniam, że twórcy 'Śnieżki' popisali się nie tylko świetnym gustem, ale też pomysłowością i zręcznością w unikaniu popadania w banał.

Gówno się pali

Z przykrością, bo nadzieje miałam niemałe, stwierdzam, że poza anegdotką ze wstępu, nic ciekawego ta niewielka książeczka nie oferuje. Zostanę więc przy tym fragmencie i pozwolę go sobie streścić. Wycieczka szkolna. Powrót z Paryża. Po jednej stronie w autokarze siedzą dziewczynki, po drugiej chłopcy. One całą drogę chichoczą i plotkują o całowaniu się i maskotkach, oni zaś (przynajmniej dwóch z nich) roztrząsa zasadniczą kwestię, czy gówno się pali. Na tym się jednak polot i dowcip autora skończyły.

And Who Taught You to Drive?

Jak się śmiać z różnic kulturowych i wynikających z nich nieporozumień, żeby było zabawnie, ale nie prześmiewczo? No właśnie tak! Trójka bohaterów układając sobie życie na obczyźnie usiłuje zrobić prawo jazdy. Nie jest łatwo, bo okazuje się, że sam kurs to szkoła przetrwania, a na egzaminie wymagane jest znacznie więcej niż umiejętność technicznej obsługi auta. Najpierw trzeba wyjść z oszołomienia odmiennością codziennych realiów danego kraju i filozofii współżycia społecznego na drodze, potem nabrać do nich, ale również i do siebie, dystansu. Następnie przychodzi czas na akceptację lub zebranie się na odwagę do sprzeciwu wobec narzuconych warunków 'pokoju', a w rezultacie tego można w końcu poczuć się elementem pasującej do tej tej wielkiej układanki, jaką jest życie. I brać z niego, to, czego się naprawdę chce i potrzebuje. Świetny film:)

sobota, 14 września 2013

Śpioszek


Nie od dziś wiadomo, że dzieci są najsłodsze, kiedy śpią:)

piątek, 13 września 2013

Porządki

Jestem w swoim żywiole. Nowy regał w mieszkaniu, kilka mebli przesuniętych o parę centymetrów, a zabawy dla mnie z układaniem rzeczy na nowo na ładnych parę dni. To będzie emocjonujący weekend:)

czwartek, 12 września 2013

Bociany

Trochę od czapy, ale akurat mi się przypomniało, że w tym roku na trasie wybrzeże-Toruń doliczyliśmy się trzydziestu dziewięciu bocianów. A potem w drodze do Wrocławia: zero. Rekordowa liczba mieszkańców jednego gniazda: pięć. Ścisk był w tym obejściu niewyobrażalny, a my przecieraliśmy oczy ze zdumienia, że jednak jakimś cudem udało im się tam pomieścić przy lądowaniu.

Przygody Tintina

Bardzo udana animacja. Kto lubi komiks, doceni wierność, z jaką udało się go twórcom filmu trzymać. Najcieplejsze uczucia wzbudził we mnie kapitan Baryłka, którego do tej pory miałam za lekko obleśnego grubianina. No i nie mogę nie wspomnieć o Tajniaku i Jawniaku. Rewelacja! Przepadam za nimi tak samo mocno jak Babu.

środa, 11 września 2013

Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga'Hoole

Przepiękna wizualnie baśń o walce dobra ze złem, której bohaterami są sowy. Babu ogląda ją drugi dzień z rzędu. I coś czuję, że to dopiero początek. Małe sówki są porywane i siłą wcielane do armii okrutnego Tito. Ale legenda głosi, że znajdzie się śmiałek, który zdoła przeciwstawić się potężnemu tyranowi. Honor, męstwo, czyste serce. Akcja więc, jak na animację dla dzieci, jest całkiem poważna i niegłupio poprowadzona. Fani i Tolkiena, i Matrixa znajdą tu coś dla siebie. A że dużo tu inteligentnego humoru i słownych żartów, gorąco ten film polecam.

Kto się skrada do mojej lawendy?


Cień kota.
Kota okiennego.
Okiennego termometru.

wtorek, 10 września 2013

Drabinki

Zacząło się od balansowania na krawędzi wezgłowia łóżka. Potem przyszła fascynacja mokrym brzegiem wanny. Wreszcie Rita odkryła uroki wdrapywania się na oparcie krzesła. A wczoraj mała akrobatka wzięła w obroty pustą suszarkę na pranie i spacerowała sobie w najlepsze po trzeszczących szczebelkach. Mamy więc w domu regularny plac zabaw z zestawem drabinek o różnym poziomie trudności.

Elmer


Bastek na widok nowych Elmerów na bibliotecznej półce prawie zaczął śpiewać z radości. Na szczęście nie oponowałam przed wykorzystaniem niemalże połowy limitu na naszych kartach na opowiastki o słoniu w kratkę, bo okazały się jak znalazł na czas choroby.

poniedziałek, 9 września 2013

Echo winy

Nosa do lektur w sam raz na urlop mam nie od dziś. W zeszłym roku polegując na piasku zgłębiałam szczegóły rewolucji kulturalnej w Chinach. Tym razem postawiłam na klasykę w postaci kryminału. I co? Pierwszych kilka stron, powieściowa kilkuletnia bohaterka znika bez śladu na zatłoczonej plaży. A tu akurat ratownik idzie brzegiem i wykrzykuje, że rodzice szukają swej pociechy w różowym kostiumie kąpielowym. I do tego przez kilka dni nieustające kursy helikopterów, kołujących niebezpiecznie blisko wody, lasów, ziemi. Pewnie z zagubionym dzieckiem nie miały nic wspólnego, bo niedaleko mają po prostu lądowisko i hangar, ale całe siedlisko w pierwszej kolejności właśnie o tym zaginięciu pomyślało. 
Tak więc podkład pod lekturę miałam wyborny. A sama lektura bezbłędna, jak zawsze w przypadku Link. Dużo psychologicznych dociekań, ciekawe i nieprzewidywalne postaci, szokujące rozwiązanie zagadki.
Z niepokojem konstatuję, że powoli kończy mi się zapas jej książek.

niedziela, 8 września 2013

Straszny sen Maćka

Maciek opowiada mi swój 'straszny' sen.
Pojechałem gdzieś samochodem z Sebastianem. Wzięliśmy ze sobą rowery. Potem zostawiłem małego i poszedłem go jakiegoś miasta. Tam zostawiłem na dworcu rower i znowu gdzieś poszedłem. A jak wróciłem... to się okazało, że...(tu ja już widzę krwawą jatkę z udziełem syna) mój rower cały jest pogruchotany!
Makabra:)

sobota, 7 września 2013

Błękitna krew / Schronienie

Cóż można powiedzieć nowego o starym dobrym Cobenie? Jak co roku na wakacjach przyssałam się do kryminału jego pióra i dostałam dokładnie to, na co liczyłam. Tak było w przypadku 'Błękitnej krwi'.Ale przy 'Schronieniu' szczęka mi opadła do ziemi. Jak autor na takim poziomie mógł sobie pozwolić na obciach tego kalibru? Zamurowało mnie. Jednakże, po kolei. Pierwszy sygnał, że coś jest nie w porządku, to wielgachna, rozstrzelona czcionka. Aż tak objętości ten zabieg nie dodał, ale moja czujność wzrosła. Trzeba mi wtedy było zamknąć to czytadło raz a dobrze. Ciekawość jednak nie dałaby mi spać po nocy, więc zapoznałam się z bratankiem Bolitara, który na skutek nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności jest wykształcony, wysportowany, przystojny, o złotym sercu itd. Słowem Myron dwadzieścia lat wcześniej. Żeby nie było, z wujkiem się nie lubią. Każdy szczegół naciągany i sztuczny, wrażliwsi nie opanują mdłości. Jeśli dzieło to zostało skrojone na potrzeby nastoletniego rynku amerykańskiego, (zrozumiem, w końcu nawet Cobena jakiś patriotycznie malowany diabeł mógł do tego podkusić), szkoda, że autor tak nisko ocenia możliwości intelektualne swoich rodzimych czytelników. Ale jeżeli nowość ta miała być deserem dla stałych fanów, to brak mi słów i wypisuję się z tej imprezy.

piątek, 6 września 2013

Zaległości

Czas chyba skończyć z udawaniem, że latem nie chodziłam nałogowo do kina, zachłannie nie czytałam. Ale jak to bywa z zaległościami, im więcej się ich uzbiera, tym trudniej się za nie zabrać. Pedantycznie prowadzony rejestr nie obróci się w perzynę, tylko dlatego, że mam lenia;)
Zaczynam więc powolutku. Książki przejrzane, posegregowane i równo poukładane. Stosik kinowych biletów w pogotowiu. Nic tylko zdecydować się według jakiego klucza spisywać wrażenia. Chronologicznie, alfabetycznie, na chybił trafił? Rozważenie wszelkich za i przeciw zajmie mi, coś czuję, parę dni:) Ale powoli, powoli, na wszystko przyjdzie odpowiednia pora.
Tak się ta jesień rozkosznie niespiesznie zaczyna...

środa, 4 września 2013

Arkady Capitol

Jadę sobie spokojnie Podwalem do pracy, kiedy monotonię przerywa śpiewny głos dobywający się z głośnika: 'Następny przystanek (to jeszcze zwyczajnie): Arkady Capitol (tu już pani śpiewa).
Snów rozgrywających się w środkach komunikacji miejskiej miałam kilka (że tylko konia podróżującego tramwajem wspomnę), więc nie od razu zawierzyłam swoim uszom. Ale na krzyżówce z Piłsudskiego wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Ten przystanek jest rozśpiewany. Dla mnie super:)

wtorek, 3 września 2013

Mruczando

Nowy wieczorny rytuał. Rita czeka, kiedy wybiorę się do łóżka, przybiega, włącza mruczando i ładuje się na mnie bez krępacji, oczekując codziennej porcji pieszczot. Nie ma szans na oszukiwanie. Obie ręce muszą być wolne, książka, gazeta czy laptop są 'przeganiane'. Nagrodą są całuski, lizanie nosa i nieustające pomruki zadowolenia, które początkowo brzmią jak cicho brzęczący agregat lodówki, a z czasem nabierają mocy i Rita zamienia się w mały traktorek.
Tak oto codziennie przez kilka minut obcuję z mięciutkim i przymilnym, półtorakilowym wcieleniem szczęścia:)