środa, 29 lutego 2012

Sen o zębach jak orzechy

Śniło mi się, że zupełnie nie czułam zębów w ustach. Pokruszyły się i zamieniły w rozdrobnione łuskane orzechy włoskie. Ten sam smak i konsystencja. Miałam ich pełną buzię. Zdziwiona zajrzałam do lusterka i okazało się, że zostały mi tylko kikutki, a górna jedynka wypadła i mam po niej czarną dziurę.
Domyślam się, co piszą we wszystkich sennikach, pamiętam, co opowiadała moja babcia o takich snach, szkoda czasu na sprawdzanie i nieuchronne późniejsze zamartwianie się.

wtorek, 28 lutego 2012

Po zmierzchu

Jedna noc w Tokio. Śledzimy losy kilku osób, których ścieżki niespodziewanie się krzyżują. Teoretycznie ma to zaowocować jakąś przemianą w ich życiu. Hmm. Może nie udało mi się tego wychwycić, umknęły mi subtelne sygnały, nie rozgryzłam głębi psychiki bohaterów albo przeoczyłam oczywistą symbolikę, ale ja tu widzę tylko papierowe schematyczne postaci, przewidywalne do bólu rozwinięcie głównego wątku i przeładowanie sensacyjnych (czytaj: mających wywołać dreszcz emocji i zaciekawienia po stronie czytelnika) detali, które nijak nie łączą się w spójną całość. Strata czasu, krótko mówiąc.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Muminki

 Muminkami zaczął muffinki nazywać mój teść. Przyjęło się.
Dziś z okazji wolnego poniedziałku z mrożonymi wiśniami i czekoladą.



Pizza

Pierwsza pizza za mną. Z ilością dodatków przesadziłam, ale ciasto było idealne. Nie ma jak sprawdzony przepis od koleżanki. A może to tylko szczęście nowicjusza.
Sensownego zdjęcia nie udało mi się cyknąć, bo szybko zabraliśmy się do jedzenia. Maciek nawet przyłączył się do hipnotyzowania piekarnika, kiedy zachęcające zapachy zaczęły się rozchodzić po domu.
 Po obiedzie poszperałam też po sieci. Inspirujący w tym temacie wydaje mi się blog 'Kwestia Smaku':
Jakie tam są zdjęcia! Chyba 'Palce lizać' chwilowo pójdą w odstawkę:)

The Girl with Dragon Tattoo

Specjalnie sceptycznie nastawiona nie byłam, w końcu na Daniela zawsze miło popatrzeć, ale i tak spotkało mnie miłe zaskoczenie. Amerykańska adaptacja szwedzkiego kryminału jest naprawdę przyzwoita. Więcej - udana i wciągająca. Chociaż Rooney Mara wydała mi się mniej przekonująca niż Noomi Rapace.


niedziela, 26 lutego 2012

Lunatykowanie

Niejeden raz Maciek opowiadał mi zabawne historie o tym, co potrafię zrobić czy powiedzieć, kiedy ktoś lub coś mnie w nocy obudzi. A wczoraj przekonałam się na własnej skórze, że faktycznie dla osoby postronnej jest to śmieszny widok. Albowiem okazało się, że Babu też tak ma. Obudził się na siusiu. Oczy otwarte, ale otumanienie maksymalne, rozmowa jakoś się nie klei. Pomogłam mu w łazience, a kiedy zaczęłam chichotać, on też naturalnie zaczął się śmiać. Podejrzewam, że gdym zaproponowała spacer, zgodziłby się bez wahania, a rano nic nie pamiętał. Darowałam sobie jednak eksperymenty i eskortowałam go prosto do łóżka. Dobrze, że chociaż Maciek ma czujny sen i nie przejawia takich skłonności, bo mogłoby się okazać, że nocą prowadzimy jakieś alternatywne życie i sami o tym nie wiemy.

Midsomer Murders

Przez przypadek trafiłam na czternastą (!!!) serię 'Midsomer Murders' i okazało się, że Toma zastąpił jego kuzyn Jonh. Nawet nie jest najgorszy. No i teraz sama nie wiem, nadrabiać zaległości (chyba z pół roku mi to zajmie), nagrywać i oglądać bieżące odcinki czy w ogóle dać sobie spokój i nie uzależniać się od serialu. Dylemat w sam raz na leniwą niedzielę.

Gramy!

Wystarczył mi jeden rzut oka na planszówkę 'Było sobie życie', by jej zapragnąć. W Magnolii nie do zdobycia. Wyruszyliśmy więc wczoraj z Babusiem na łowy. O poranku, na przekór obłędnemu wichrowi i prawdopodobnym opadom. Na Rynku spotkało nas rozczarowanie, drzwi Empiku okazały się zamknięte na cztery spusty z powodu bliżej nieokreślonej awarii. W Renomie jak zawsze błądziliśmy w poszukiwaniu odpowiednich schodów. Potem długo i z pomocą obsługi przeczesywaliśmy niezliczone regały. Ale warto było! Wróciliśmy do domu z grą, która ma szansę znacząco wpłynąć na nasze codzienne rytuały. Całe popołudnie spędziliśmy na dostarczaniu organizmowi tlenu tudzież (kiedy zdecydowaliśmy się urozmaicić scenariusz o element sabotażu) nowych oddziałów wirusów. Dziś również rozegraliśmy kilka partyjek. I tak chyba przez dłuższy czas zostanie:) 

piątek, 24 lutego 2012

Trzech panów w łódce

'Wyrzuć balast, człowiecze! Niech łódź twego żywota będzie lekka, załaduj na nią tylko to, czego naprawdę potrzebujesz - przytulny dom, proste przyjemności, paru przyjaciół godnych tego miana, osobę, którą kochasz i która ciebie kocha, kota, psa, zapas fajek, pod dostatkiem żywności i pod dostatkiem ubrań oraz trochę więcej niż pod dostatkiem napoju; pragnienie jest bowiem rzeczą niebezpieczną. Od razu sie przekonasz, że łodzią łatwiej się steruje, że jest mniej wywrotna. (...) Będziesz miał czas i pracować, i myśleć. Będziesz miał czas spijać słodycz żywota. (...) Będziesz miał czas...'
Ja dołożyłabym jeszcze parę książek. Tę na pewno.

środa, 22 lutego 2012

Zdrów jak ryba

Chłopaki udali się wczoraj do pediatry na kontrolę. Wyniki czekały już od zeszłego tygodnia. Na oko wyglądały nieźle, ale przezornie chcieliśmy usłyszeć od specjalisty, że Babu jest zdrów jak ryba. No i usłyszeliśmy. I będzie jeszcze przez conajmniej dwa tygodnie, a potem wielki come back do przedszkola.

Sen o wyjamowaniu mieszkania

W zeszłym tygodniu śniło mi się, że nasze mieszkanie wcale nie zostało przez nas kupione, tylko je wynajmujemy. Wyglądało zupełnie inaczej i na dodatek znalazł się jeszcze jeden pokój zamieszkiwany przez jakąś sublokatorkę, której w życiu na oczy nie widzieliśmy. A potem okazało się, że osobą wynajmującą nam cztery kąty jest moja szefowa, a w nowo odkrytym pokoju zmieni się najemca i będzie niż już niedługo kolejna dziewczyna ode mnie z pracy. Perspektywa spotykania się w takim towarzystwie we wspólnej kuchni i pokoju dziennym świątek piątek czy niedziela podziałała na mnie na tyle silnie, że się obudziłam.

Tinker, Tailor, Soldier, Spy

Super się ogląda film szpiegowski, kiedy ma się tyle czasu na drobiazgowe przeanalizowanie każdej hipotezy, każdego szczegółu i podejrzenia. Oldmana nie rozpoznałam w pierwszej chwili, a potem mój zachwyt nad jego kreacją rósł. Ze cztery razy złapałam się na myśli, że mam nazwisko tego aktora na końcu języka, a nie mogę go sobie przypomnieć, chociaż twarz wydaje mi się taka znajoma. Najlepsze jednak okazało się zakończenie. Te znaczące uśmiechy Petera i George'a zupełnie zbiły mnie z pantałyku. Czyżby udał im się przekręt wszechczasów? Czy to tylko moje urojenia?

3 A.M.

Lubię wcześnie chodzić spać, ale chyba wczoraj przesadziłam, bo teraz snuję się po nocy hałasując myciem naczyń etc. Zazdroszczę ludziom, którym wystarcza kilka godzin snu na dobę. Ja przesypiam jedną trzecią życia. Boję się myśleć, jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień, jeśli szybko na nowo nie zmorzy mnie senność.

wtorek, 21 lutego 2012

poniedziałek, 20 lutego 2012

Tarty na cieście fancuskim


Zaczęło się od rozmowy z koleżanką z pracy, potem poszperałam w necie, przeprowadziłam test na rodzinie i zaczęła się masowa produkcja.
Przerobiliśmy już różne wersje: z musztardą, szynką, salami, brokułami, pomidorami, oliwkami, papryką, pesto i przeróżnymi serami. Rewelacja!




Róża

Jeden z tych filmów, po których długo mam mieszane uczucia. Z jednej strony świetne kreacje aktorskie i obraz zła, którego nigdy nie powinno się zapomnieć. Z drugiej brak wiary w konieczność epatowania przemocą i chyba jednak nadzbyt czarno-biała tonacja charaktyrestyki bohaterów. Daniela dopiero nazajutrz po seansie stwierdziła, że spodziewała się więcej, że miała wrażenie, że film powstał pod ideę jego późniejszej recepcji i przez to brak mu tej rzekomej siły, o której tyle w recenzjach. Mnie tak naprawdę rozczarowało pokazanie Tadeusza jako jedynego sprawiedliwego, który niejako bierze na siebie pokutę za piekło, jakie mężczyźni zgotowali kobietom w czasie wojny i jeszcze długo po niej. Ale zobaczyć ten film było warto. Choćby dla kilku pięknych scen ulotnego szczęścia, jakiego zaznali główni bohaterowie. I te fragmenty chciałabym pamiętać jak najdłużej.

Zapisywacze ojcowskiej miłości

Cudownie optymistyczna opowieść o relacjach między ojcami i ich dorastającymi córkami. I jak zawsze panorama ludzkich obsesji, śmiesznych nawyków i przyzwyczajeń. Wystarczy wspomnieć, że już na dzień dobry spotykamy się ze zboczeńcem, który nic innego nie robi, tylko pisze, notuje, zapisuje otaczającą go rzeczywistość. A proceder ten uskutecznia siedząc pod stołem. Jeszcze tylko dodam, że choć fragment o niezapomnianej i jakże brzemiennej w skutki wizycie Świętego Mikołaja znam niemalże na pamięć, ilekroć go czytam, dosłownie płaczę za śmiechu.

Tort po raz drugi



Maciek pierwszy raz od niepamiętnych czasów pochwalił w sobotę smak tortu, co więcej, wczoraj zdecydował się na dokładkę, potem wysępił jeszcze kawałek od Babusia, a wreszcie, kiedy już nic nie zostało, zapytał, czy dałabym radę zrobić nowego torta na wieczór. Nie wierzyłam własnym uszom,  ale zgodnie z prawdą odparłam, że Astra zamknięta, a składników w zapasach nie posiadam, na co mój ulubiony mąż rezolutnie odrzekł, że zawsze mogę iść do Kaufa. Nie mogłam odmówić. Raz, że król Maciuś jest od wczoraj unieruchomiony. (Odnowiła mu się kontuzja kolana, kiedy z Babulem skakali kto wyżej. Mały od razu ogłosił go królem, a siebie chłopcem na posyłki. Natomiast mi się oberwało, że krzyczę na tatę, żeby nie chodził, tylko mówił, czego mu trzeba.) Dwa, puchnę z dumy, że pierwszy raz sięgnęłam po przepis i taki spektakularny sukces. Tym razem wersja z morelami.

Pobudka

Już się obudziłam, ale jeszcze leżę w łóżku z zamkniętymi oczami rozkoszując się wolnym poniedziałkiem. Nagle przybiega Babu i mówi: 'Nie chciałbym cię obudzić, ale chcę ci powiedzieć, że... idę robić kupę!'

niedziela, 19 lutego 2012

Dzikie bestie i łagodne olbrzymy

Synu, dziś piszę dla ciebie, ku pamięci. Na urodziny dostałeś album o dinusiach, kolorowanki, figurki zwierząt (lwa, wilczycę z młodym, dwie wiewiórki, młode tomi i kaczkę), przenośne dvd, kurtkę oraz koszulkę ze stegozaurem. I jak to z tobą zwykle bywa, od kiedy jakiś rok temu minęła ci w końcu wczesnodziecięca faza na nieprzyjmowanie podarunków, z każego prezentu się cieszysz, a swą radość werbalizujesz jednoznacznie ('Zawsze o tym marzyłem!'). Dziś na przykład po przymiarce kurtki nie chciałeś jej zdjąć, bo skacząć po łóżku stwierdziłeś, że w niej jesteś prawdziwą kozicą górską. A z książką historia jest taka, że na początku stycznia wspólnie wyczailiśmy ją w księgarni. Nie mogłeś się od niej odkleić. Byłam skłonna kupić ci ją od ręki, ale dla zasady zapytałam, czy chciałbyś ją dostać na urodziny i czy poczekasz. Ku mojemu osłupieniu po krótkim namyśle najzwyczajniej w świecie przystałeś na ten pomysł. Oczywiście album w tajemniczych okolicznościach jeszcze tego samego dnia znalazł się w mojej szafie. Warto było poczekać. Ta książka pełna jest fantacztycznych dla dzieci bajerów i świetnie można się nią bawić nawet nie umiejąc czytać.

sobota, 18 lutego 2012

piątek, 17 lutego 2012

Zapiekanka makaronowa

Super danie! Łatwo się robi, jest kolorowe i lekke. Przepis z 'Palce lizać', oczywiście. http://palcelizac.gazeta.pl/palcelizac/1,110783,11021102,Na_zime___mrozonki_.html
Przezornie zmniejszyłam proporcje o połowę, a i tak wystarczyło na dokładkę dla każdego.

Igloo

Pierwszego bałwana tej zimy Babuś ulepił wczoraj z babcią Hanią. Drugiego dziś ze mną. Ale nie przetrwał bombardowania śnieżkami (bałwan, rzecz jasna, choć Bambulkowi też się ode mnie nieźle oberwało, haha). Właściwie nie przeżył walki wręcz z szalejącym pięciolatkiem, który biorąc zamach, bu rzucić śniegową kulką, znienacka zapodał mu lewego sierpowego. Glębę zaliczyli obaj. A potem mały ogłosił się królem północy i zbudowaliśmy dla niego igloo. Z tak mokrego śniegu dałoby się wyczarować wszystko. Jeśli w nocy przymrozi, może jutro znowu pobawimy się w tej chatynce.

Alstromeria



Moje najnowsze olśnienie.
Nazwa nie do wypowiedzenia, ale kwiat przepiękny.
W tym tygodniu w tonacji bladoróżowej.

NBA

Chyba już osiągnęłam dno wyczerpania: wczorajsze popołudnie i wczesny wieczór przespałam, a kiedy po kilku godzinach wreszcie ocknęłam się z letargu, zasiadłam z Maćkiem do oglądania koszykówki. Zieleń na trybunach meczu Boston Celtics kontra ktoś tam podziała kojąco na moje nerwy. O śledzenie samej rozgrywki nie ma mnie jednak co podejrzewać, nawet nie potrafię powiedzieć, kto wygrał. Ale dziś znowu świat wydaje mi się całkiem przyjazny.

środa, 15 lutego 2012

Zadyma

Naprawdę szalony dzień. Po pracy poleciałam do kina, a potem wróciłam... do pracy. Sporadycznie zdarzają mi się nadgodziny, ale dziś to chyba wicher tłukący się o szyby zamącił mi w głowie. W każdym razie, spróbowałam takiego scenariusza i za powtórkę dziękuję.
A na dworze nieco ucichło, ale nadal, nieprzerwanie od rana, sypie śnieg. W końcu jest cudownie jasno, bo póki latarnie się nie włączyły, szarówka była nie do zniesienia. Takiej zawieruchy tej zimy nikt się nie spodziewał. Ze mnie powoli opadają emocje z całego dnia. Czas do łóżka, bo niedługo trzeba wstawać. I znowu do pracy.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Latarnik


Czy mi się tylko wydaje, czy jakoś mroczniej niż zwykle zrobiło się u pani Lackberg? I nie chodzi mi jedynie o tematykę, do której bezpośrednio odnoszą się kolejne śledztwa, ale też o nagromadzenie nieszczęśliwych wydarzeń na drugim planie. Mam jakieś niejasne przeczucia co do losów Eriki i Patricka. Niby dopiero co uniknęli najgorszego, ale coś mi mówi, że sielanka, która jest ich udziałem może się rychło skończyć. A teraz zupełnie z innej beczki.  Nie mogę się nadziwić, że wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby obejrzeć w necie, jak wygląda Fjallbacka! Ale nadrobiłam zaległości. Przy okazji zafundowałam też sobie wirtualny spacer po Ystadt. W końcu Kurt Wallander też jest bliski memu sercu. Pierwsze skojarzenie od razu nasunęło mi na myśl pasjami oglądany niegdyś serial 'Midsomer Murders' i w nieskończoność zadawane sobie pytanie, jakim cudem w takich urokliwych mieścinach może się po wielokroć dziać tyle złego. No ale to w końcu tylko zmyślone historie i nie ma co się dołować domysłami, jakie mroczne tajemnice mogłoby odsłonić zbadanie statystyk przestępczości z tych okolic. Bo a nóż kiedyś spełnią się moje marzenia o wakacjach w takiej bajecznej scenerii:)

Kupa. Przyrodnicza wycieczka na stronę

Lektura obowiązkowa dla wszystkich skorych do chichotania i głodnych wiedzy miłośników zwierząt. Głównie przemawia za tym, że się tak wyrażę, kupa przedstawionych tu w zabawny i przystępny sposób faktów, obyczajów oraz rytuałów związanych z wypróżnianiem się istot żywych.

The Descendants

Jakim cudem można pękać ze śmiechu oglądając film opowiadający o zdradzie i umieraniu? Ano można. Rodzina tu pokazana nie należy do szczególnie oryginalnych. Facet jest zapracowany i w domu raczej nieobecny, kobieta realizuje się sportowo i towarzysko, dorastające dziewczyny radzą sobie na własną rękę. Ażeby znaleźli dla siebie trochę czasu, uwagi i zrozumienia, potrzebna jest tragedia. I kiedy już wyrzucą z siebie złość, możliwe stanie się przewartościowanie życiowych priorytetów. A że akcja rozgrywa się w kipiących kolorami i bujną roślinnością hawajskiej dekoracjach, że nie ma tu patosu i bohaterami kierują czyste, nieskrępowane i zmienne emocje, że postaciom drugoplanom nadano charakterystyczny komediowy rys, że dialogi są wartkie, cięte, ironiczne - całość składa się na bardzo dobre, godne uwagi kino.

niedziela, 12 lutego 2012

The Iron Lady

Kolejna brawurowa role Meryl Steep. Jej geniusz polega chyba na tym, że wciela się w bohaterki tak doskonale, że wydają się prawdziwsze niż rzeczywiste pierwowzory. Film świetnie ogląda się też dzięki kreacji Jima Broadbenta, który jako rozczulający, oddany rodzinie pan Thacher stanowi przez kontrast fantastyczne tło dla ambitnej, zdeterminowanej żony. Sprawnie jest również prowadzona narracja. Żelazną damę poznajemy jako panią w dosyć już zaawansowanym wieku, a dzięki zręcznie wplatanym retrospekcjom możemy jednocześnie obserwować jej zmagania na arenie politycznej oraz sposób radzenia sobie z rzeczywistością, kiedy jej kariera już się zakończyła, a dni wypełniają wspomnienia i rozmowy z duchem męża. I tak jak nie może się pozbyć nawyku przemawiania i dysponowania personelem (zupełnie jak w czasach, gdy rządziła krajem), zamiast zwyczajnego rozmawiania z otaczającymi ją ludźmi, nie potrafi też pogodzić się z odejściem Denisa. W moim odczuciu dopiero to ją uczłowiecza, sprawia, że możemy spojrzeć na nią jak na kobietę z krwi i kości, a nie maszynę zaprogramowaną na zdobycie władzy i naprawę kraju.

sobota, 11 lutego 2012

Różyczki

Przeglądając z Babusiem ostatnie numery 'Palce lizać' natknęliśmy się na babeczki z kremem zwieńczone marcepanowymi różyczkami. A że zrobiły na nim oszałamiające wrażenie, zarządził, że takie same znajdą się na jego urodzinowym torcie. I to w zastraszającej ilości, bo ma wystarczyć dla każdego! W Astrze udało mi się go przekonać do wyboru czekoladowej wersji tejże ozdoby (alternatywnego plastikowego różu po latach chyba by mi niewybaczył). Łaskawie zgodził się też, bym dorzuciła do koszyka literki, ale na inne ozdóbki nawet nie spojrzał. No i kto teraz uwierzy, że to nie ja zrealizowałam swoje fantazje w zakresie tegorocznego wypieku urodzinowego?

Syrenka

Prawie roczna przerwa w zaczytywaniu się kolejnymi części kryminalnej sagi Lackberg wyszła mi na dobre. Jeśli dobrze pamiętam, od 'Kamieniarza' odszyfrowanie zagadek szło mi coraz lepiej. I o ile na początku mile łechtało to moją próżność, o tyle na dłuższą metę okazało się irytujące. Szczęśliwie wszystko wróciło do pożądanej normy. 'Syrenki' nie udało mi się rozgryźć do samego końca. Moja teoria okazała się nietrafiona, chociaż co do kilku wątków przeczucie mnie nie myliło. Tak więc sama lektura była czystą przyjemnością. Zaś dramatyczne zakończenie popchnęło mnie (bez podejmowania nawet próby zrobienia sobie przerwy na oddech) ku 'Latarnikowi'.

piątek, 10 lutego 2012

Panonik


Wzięło mnie na wspomnienia. Babu od małego uwielbia makaron.
Jednym z pierwszych wypowiedzianych słów był 'panonik'.
Zdarzały się całe tygodnie, kiedy był to główny składnik każdego posiłku.


Tu makaroniarz ma trzy lata.

środa, 8 lutego 2012

Cudowne lata pod psem

Fantastyczna powieść autobiograficzna Viewegha. O dziwo, druga w kolejności w jego dorobku! Jak nietrudno się domyślić, narrator opisuje pierwsze dwadzieśdzia parę lat swego życia, a robi to ujmująco, z humorem i sporą dawką ironii. Czasy są barwne (komunizm), rodzina doprawdy obfituje w taką ilość nietuzinkowych postaci, że wystarczyłoby na kilka familii tudzież książek. Na dodatek wszystko się dzieje, oczywiście, w Czechosłowacji, która nie tylko dla mnie jest ojczyzną zdrowego absurdalnego humoru , oczywistego i występującego na co dzień. I pomyśleć, że mogłabym tej lektury nie poznać, bo jako że w wypożyczalni trafił mi się zalany egzemplarz (i przy okazji jedyny na stanie), musiałam niemalże błagać panią bibliotekarkę, bym jako ostatnia natarczywa czytelniczka mogła go zabrać na miesiąc do domu. Mam nadzieję, że uda mi się też obejrzeć film nakręcony na podstawie tej powieści . Jeśli jest choć w połowie tak dowcipny jak tekst Viewegha, zapowiada się przednia zabawa.

Lars and the Real Girl

Na pożegnanie z Goslingiem w tym sezonie zabawny i wzruszający film o dziwaku, któremu na prostą pomaga wyjść związek z lalką dla dorosłych. W pierwszej chwili wydaje się niemożliwe, że chodzenie z taką dziewczyną może być realną odpowiedzią na pytania o życie uczuciowe, martymonialne porady oraz naciski wścibskich i natarczywych znajomych. Ale okazuje się, że pomysł Larsa sprawdza się w stu procentach i owocuje uzdrowieniem i zacieśnieniem relacji w całej małomiasteczkowej społeczności. Naprawdę udana kreacja mojego ulubieńca oraz ciepłe i budujące kino.

poniedziałek, 6 lutego 2012

niedziela, 5 lutego 2012

Już czas


W tym roku wyjątkowo bez ociągania się rozebrałam choinkę i schowałam ozdoby bożonarodzeniowe. Prawie wszystkie;)

sobota, 4 lutego 2012

The Ides os March

Polityka to bagno, nic nowego w tym temacie. Ale film bardzo mi się podobał. Po pierwsze ze względu na obsadę, po drugie dlatego, że świetnie został w nim pokazany mechanizm nakręcający spiralę bezlitosnego wykorzystywania haków na każdego, od kogo się czegoś potrzebuje. W jednej scenie Gosling bez ogródek wyłuszcza stażystce, że błąd popełnia się w ich świecie tylko raz, a za chwilę sam słyszy to od swojego szefa. I chociaż oboje są niejako uwikłani w tę samą aferę, słabszy, czyli uczciwszy, ginie, a silniejszy, wyzbywszy się skrupułów, wygrywa. Jaki smak ma to zwycięstwo, to już zupełnie inna historia.

All Good Things

Znowu Gosling, tym razem jako psychopata. Film totalnie mnie zaskoczył, bo chociaż po przeczytaniu opisu wiedziałam, czego się spodziewać, zagrożenie nastąpiło z niespodziewanej strony. I okazało się, że historia jest zupełnie inna niż mogło się wydawać. A napięcie i poczucie zagrożenia tylko narastały wraz z rozwojem akcji. Jeśli dołożyć do tego fakt, że losy bohaterów skonstruowano na podstawie autentycznych i niedawnych wydarzeń, po takim obrazie naprawdę można mieć kłopoty z zaśnięciem.

piątek, 3 lutego 2012

Ciasteczka pomarańczowe





Kolejny przepis z 'Palce lizać' wypróbowany.  Smak ciastek z nóg nie zwala, ale za to była zabawa przy robieniu dziurek tłuczkiem do mięsa!


czwartek, 2 lutego 2012

Czarna lista

Chwała za Politykę i jej letnie oraz zimowe kryminalne serie. Jak na zawołanie ukazała się ostatnia z nieprzeczytanych przeze mnie książek Marininy. A ona nigdy nie zawodzi. Nawet jeśli intryga rozgrywa się poza Moskwą i detektywem nie jest Kamieńska. Jak zawsze dużo się dzieje, niełatwo wpaść na trop przestępców, a jeszcze trudniej rozwikłać wszystkie niuase zagadki. I co najważniejsze, mimo brutalności opisywanych zbrodni, roztrząsanego kilkakrotnie braku szacunku dla organów ścigania, a nawet pesymistycznego akcentu w zakończeniu, po lekturze 'Czarnej listy' trudno nie uśmiechnąć się z niejaką czułością na myśl o naszych wschodnich sąsiadach.

Amarylis


Za oknem minus piętnaście, ja nieustannie trzęsę się z zimna, a kwiatki szaleją.

środa, 1 lutego 2012

Pudełko ze szpilkami

Zmęczyła mnie ta książka niemiłosiernie. Znowu mamy do czynienia z czterema paniami, każda inna, oczywiście. Główna bohaterka zachodzi niespodzianie w ciążę, rodzi dziecko, miota się między nim a pracą i wkoło tego całość się kręci. Narracja jest jakaś taka nerwowa, w strzępach, zarysie i obłoku niedopowiedzenia. O ojcu dziecka i świeżo upieczonym małżonku mniej jest powiedziane niż o cekinowym pasku koleżanki. Niby zakończenie wszystko wyjaśnia, ale mało to dla mnie wiarygodne. Miejscami pojawiają się humorystyczne akcenty, ale nie ratują one sytuacji, bo nic się tu nie klei. Miałam ochotę porzucić lekturę w połowie. Świeżutka Marinina właśnie pojawiła się na półce, więc po raz kolejny pomyślałam, że nie czas na skrupuły. No ale wytrwałam.