Naprawdę szalony dzień. Po pracy poleciałam do kina, a potem wróciłam... do pracy. Sporadycznie zdarzają mi się nadgodziny, ale dziś to chyba wicher tłukący się o szyby zamącił mi w głowie. W każdym razie, spróbowałam takiego scenariusza i za powtórkę dziękuję.
A na dworze nieco ucichło, ale nadal, nieprzerwanie od rana, sypie śnieg. W końcu jest cudownie jasno, bo póki latarnie się nie włączyły, szarówka była nie do zniesienia. Takiej zawieruchy tej zimy nikt się nie spodziewał. Ze mnie powoli opadają emocje z całego dnia. Czas do łóżka, bo niedługo trzeba wstawać. I znowu do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz