niedziela, 4 marca 2012

Mole książkowe

Zainspirowana i podbudowana artykułem z ostatniego 'Dużego Formatu' postanowiłam sporządzić własne zapiski nałogowego czytelnika. Skoro skrzywieni jak ja publicznie i pod własnym nazwiskiem opowiadają o swojej słabości, czemu i ja nie miałabym dołożyć cegiełki.
Czytam od kiedy pamiętam i chyba żadna inna (no może poza jedzeniem) pasja nie narodziła się tak wiele lat temu. Czas znajduję na to każdego dnia. Głównie w tramwajach i w łóżku przed snem. Ale też w każdej poczekalni, na placu zabaw, w parku, na korytarzu przed angielskim, w  kuchni, kiedy stawiam coś na gaz, bo przeniesienie się do innego pomieszczenia kończy się zwykle przypaleniem garnka. Wanna odpada, bo groziłoby to zniszczeniem książki, a poza tym nie lubię w kąpieli polegiwać. Czasem (ale naprawdę rzadko) biorę urlop, żeby spędzić przedpołudnie z książką. Ostatnio jakiś rok temu. Łyknęłam 'Marinę' Zafona. Urlop i plaża, jak się okazało zeszłego lata, też mi służą.
Korzystam z dwóch bibliotek, pożyczam od znajomych, kupuję, proszę o lektury na urodziny i pod choinkę. Zawsze mam gotową listę wymarzonych pozycji. Czytam recenzje, śledzę nowości w księgarniach, rozmawiam o książkach z koleżankami.
Torebki od dwóch lat też kupuję pod kątem pojemności i wygody użytkowania w środkach komunikacji miejskiej.  Średniej wielkości i koniecznie na pasku. Żeby plecy nie bolały od stania ze zbyt cieżką torbą na ramieniu i książką w ręku.
Czasem dopada mnie myśl, że to idiotyczne wydawać tyle pieniędzy na takie zagracające mieszkanie hobby, ale potem nagle ogarnia mnie taki głód, że nadrabiam straty z nawiązką. No i ciężko mi się z książkami rozstawać. Do tej pory pamiętam, kto mi nie oddał Whartona, a kto zniszczył Bułhakowa w liceum. Chociaż czasem pozycje tak krążą, że sie w tym gubię, jeśli na czas nie zrobię notatek, co komu dałam.
Z rekordów zatracenia pamiętam jeden. W czasie, kiedy byłam w ciąży przeczytałam całego Harrego Pottera (to było wówczas sześć tomów) w tydzień. Ale co ja niby miałam robić, skoro i tak leżałam plackiem.
Najwięcej razy sięgałam po 'Sto lat samotności' Marqueza. Do niedawna czytałam je każdej jesieni. Zeszłego roku nie. Nie umiem podać powodu, dlaczego najpierw oddawałam się temu rytuałowi, ani dlaczego tego zaprzestałam. Czytam to, na co mam ochotę, a jeśli dzieło mi się w danej chwili nie podoba, bez żalu je porzucam  i sięgam po następną pozycję. Bo zapas na półce zawsze mam. Kiedy jest mniejszy niż trzy cztery sztuki, wyruszam na łowy.
Statystykę przeczytanych lektur obiecywałam sobie prowadzić wiele razy, ale plan udało mi się zrealizować dopiero dzięki Bladozielonemu Notesowi. I już za kwartał będę wiedziała, ile średnio czytam w ciągu roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz