Wczoraj odkryliśmy, że znowu w całym bloku obrobili piwnice. Do naszej się nie dostali, dzięki sztabie zamontowanej lata temu po kradzieży rowerów. Jak się okazało, tylko nam i Maciejewskim spod szesnastki się upiekło. Maciek od razu zadzwonił do osiedlowego ślusarza, który akurat był na dachu, więc udało się z nim szybko umówić na instalowanie kolejnych zabezpieczeń. W końcu szykujemy się na zakup rowerów tego lata i zamierzamy je trzymać właśnie w piwnicy. A zapasowe opony i bagażnik samochodowy rodziców póki co trafiły na balkon.
Dziś rano ślusarz zaczął pracę. Widzieliśmy go z Bastkiem, kiedy wybraliśmy się o poranku po lornetkę dla młodego ornitologa. Po drodze spotkaliśmy sąsiada spod dwudziestki, który zaczął się tłumaczyć z hałasu, jaki będzie generowała zatrudniona przez niego ekipa wymieniająca u niego drzwi wejściowe (wyższe i szersze od obecnych, więc bez kucia się nie obejdzie). Po powrocie zastaliśmy wejście do naszego mieszkania okryte folią. Bastek stwierdził, że zrobiło się tajemniczo. A potem wysiadła winda.
Kiedy wróciłam z fitnessu, wiertary na korytarzu już działały i huk był taki, że rychło postanowiliśmy się z domu ewakuować. Przygarnęli nas rodzice. W międzyczasie zacieśnialiśmy więzi sąsiedzkie z kolejnymi osobami. Tematów jakoś dziś nie brakowało, haha. Zaś wracając mieliśmy okazję stwierdzić, że winda nadal stoi, a na całej klatce unosi się siwy dym. Aż zęby zgrzytały. A nasz przedpokój pokrywa warstewka pyłu.
Nawet jeśli czasem nachodziła nas myśl o wymianie drzwi wejściowych, chwilowo ten pomysł wydaje nam się szalony. Zwłaszcza, że mamy pancerną piwnicę. I póki remont u sąsiadów się nie skończy, czujemy się zwolnieni z weekendowych porządków:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz