Wieje dziś, że urywa głowę. A kapelusze zrywa, dosłownie. Pierwszy raz mi się to zdarzyło, a drugi rok chadzam w takim nakryciu głowy. I byłam przekonana, że to tylko filmowy trik. Tymczasem o poranku przyszło mi gonić przez trawnik, chodnik, aż do ulicy za toczącym się zawadiacko kapeluszem. Potem wcisnęłam go głęboko na oczy, a na pasach dodatkowo przytrzymywałam ręką, z obawy, żebym nie musiała się za nim pod koła rzucać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz