Najsmutniejszy film, jaki przyszło mi zobaczyć na przestrzeni ostatnich miesięcy, jeśli nie lat. Coś mnie ściska w gardle na samą myśl o tym, że jest to historia prawdziwa i stara jak świat. Pełne namiętności zauroczenie dwojga młodych przeradza się w miłość, która dla niego staje się treścią życia, a dla niej niestety jest stanem przejściowym. Ryan Gosling po raz kolejny rozłożył mnie na łopatki, ale Michelle Williams nie ustępuje mu na krok. Największe wrażenie robi kompozycja filmu, zwłaszcza ostanie minuty, kiedy retrospekcyjne sceny rodzącego się szczęścia przeplatają się z rozdzierającym serce ostatecznym rozpadem związku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz