Tradycji stało się zadość i już pierwszego dnia świąt byliśmy w kinie. I była o krok od biadolenia, że w przyszłym roku będzie kłopot z wybraniem filmu, co do którego tak byśmy byli zgodni, kiedy przypomniałam sobie o pomyśle na zimowy wyjazd w góry. To chyba kolejny znak od losu, że przełamanie świątecznej rutyny jest nam pisane:)
poniedziałek, 29 grudnia 2014
czwartek, 25 grudnia 2014
środa, 24 grudnia 2014
Kącik
Ubieraliśmy choinkę, kiedy Sebi zapytał, czy słowo 'święta' pisze się przez wu, czy przez ef, po czym na kilka minut zniknął, by powrócić ze specjalną świąteczną niespodzianką. Z miejsca ją oprawiłam, bo coś mi mówi, że długie lata będzie robiła za bożonarodzeniowy hit.
wtorek, 23 grudnia 2014
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Mundur
Babu odebrał zuchowy mundur i z miejsca w niego wskoczył. Popołudniowa zabawa została dopasowana tematycznie do stroju i oto siedziałam u boku Polarka w szkolnej ławce, podczas gdy pan nauczyciel zapoznawał nas z alfabetem.
Kiedy następnego dnia rano Sebi dumnym krokiem wkroczył do kuchni, wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale nie od razu zorientowałam się, o co chodzi. Mój syn niby wyglądał jak zwykle, ale coś mi złotem błysnęło po oczach. Pas z okrągłą złotą klamrą! Skrupulatnie przepchnięty przez wszystkie szlufki. A do tego standardowe szelki, bo jednak pas, póki co, spełnia tylko funkcję dekoracyjną.
Chwilę później dowiedziałam się, że Babu tak się odtąd zamierza nosić na co dzień. A na wigilię założy cały mundur. Dopytałam, czy chodzi o wigilię zuchową czy domową. Obie. Bo w końcu tak uroczysta okazja zobowiązuje do założenie najlepszego posiadanego ubrania.
Kiedy następnego dnia rano Sebi dumnym krokiem wkroczył do kuchni, wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale nie od razu zorientowałam się, o co chodzi. Mój syn niby wyglądał jak zwykle, ale coś mi złotem błysnęło po oczach. Pas z okrągłą złotą klamrą! Skrupulatnie przepchnięty przez wszystkie szlufki. A do tego standardowe szelki, bo jednak pas, póki co, spełnia tylko funkcję dekoracyjną.
Chwilę później dowiedziałam się, że Babu tak się odtąd zamierza nosić na co dzień. A na wigilię założy cały mundur. Dopytałam, czy chodzi o wigilię zuchową czy domową. Obie. Bo w końcu tak uroczysta okazja zobowiązuje do założenie najlepszego posiadanego ubrania.
sobota, 20 grudnia 2014
Strażnik Betlejemskiego Światła Pokoju
Sebi pracuje nad zdobyciem pierwszej zuchowej sprawności. Szopka, lampion i kartka ze świątecznymi życzeniami już wykonane. Dobre uczynki spełnione. Kolędy odśpiewane. Przed nami jeszcze tylko przyniesienie betlejemskiego światełka.
niedziela, 14 grudnia 2014
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Kaktus
Rita atakuje każdy skrawek gołej ziemi licząc na to, że uda się zamienić go w kuwetę. Kwiaty doniczkowe z domu zniknęły już wieki temu. Hydro-hodowla również zmniejszyła się drastycznie, z innego co prawda powodu: otóż mój szalony kot najbardziej lubi wodę odstaną i mętną, ewentualnie ze zlewu lub wanny zaraz kąpieli.
Pelargonie zlikwidowałam w listopadzie, mimo że jeszcze kwitły, kiedy odkryłam, że kicia regularnie w nie leje. Potem wprowadziłam absolutny zakaz wychodzenia na balkon, gdy wyszedł na jaw prawdziwy powód ustawicznych wycieczek do kwietnika. W korycie z bukszpanem, tak pieczołowicie przeze mnie zabezpieczonym, można przecież robić boczkiem siusiu!
Ale dziś Rita przeszła samą siebie dobierając się do kaktusa wielkości solniczki. Serio, wyobraźni mi nie staje, żeby zwizualizować sobie załatwiającą się do tej maleńkiej doniczki moją, skądinąd słusznych rozmiarów, koteczkę.
Pelargonie zlikwidowałam w listopadzie, mimo że jeszcze kwitły, kiedy odkryłam, że kicia regularnie w nie leje. Potem wprowadziłam absolutny zakaz wychodzenia na balkon, gdy wyszedł na jaw prawdziwy powód ustawicznych wycieczek do kwietnika. W korycie z bukszpanem, tak pieczołowicie przeze mnie zabezpieczonym, można przecież robić boczkiem siusiu!
Ale dziś Rita przeszła samą siebie dobierając się do kaktusa wielkości solniczki. Serio, wyobraźni mi nie staje, żeby zwizualizować sobie załatwiającą się do tej maleńkiej doniczki moją, skądinąd słusznych rozmiarów, koteczkę.
niedziela, 7 grudnia 2014
Gaba Kulka
Charyzmatyczna wokalistka, klimatyczne wnętrze Starego Klasztoru, ale materiał z nowej płyty tak smętny, że koncert Gaby udało mi się przetrwać tylko dzięki skupieniu uwagi na perkusiście, który tak żywiołowo poruszał się przy swoim instrumencie, że miałam wrażenie, iż muzyka przepływa przez każdą komórkę jego ciała. Kto nie widział Roberta Rasza w akcji, nie wie, co to zaangażowanie.
Ale i tak chyba pierwszy raz w życiu uciekłam z koncertu nim muzyka ucichła:(
sobota, 6 grudnia 2014
Pytanie na śniadanie
Ósma rano, Maciek jeszcze pochrapuje, ja i Sebi już urzędujemy w kuchni. Jajecznica paruje na naszych talerzach, kiedy syn znienacka pyta: A miałaś, mamo, kiedyś seks?
Obyśmy zawsze potrafili tak szczerze i bezpośrednio rozmawiać na każdy temat:)
Obyśmy zawsze potrafili tak szczerze i bezpośrednio rozmawiać na każdy temat:)
piątek, 5 grudnia 2014
środa, 3 grudnia 2014
Poziom 68
Uzależniłam się od Frozen. Gram w łóżku, zanim wstanę i tuż przed zaśnięciem. Na przystanku, nie zważając na mrożące nie tylko krew w żyłach temperatury. W tramwaju, na siedząco i na stojąco. Nawet w dzikim tłumie. W oczekiwaniu na zagotowanie się wody w czajniku. Zamiast wyjścia na papierosa, bo za zimno na balkonie. Nawet dwa razy w pracy - żeby się uspokoić, kiedy byłam o krok od obłędu. A także bez powodu czy pretekstu, po prostu tylko dlatego, że naszła mnie ochota.
Słowem: gram nieustannie.
Za pierwszym razem w tramwaju niespokojnie się rozejrzałam, zanim sięgnęłam do torebki po komórkę. Teraz już z aparatem w dłoni wsiadam do wagonu.
Sebi najpierw dopytał, jak się dosłownie tłumaczy 'Frozen', a następnie uznał, że ostatnie ochłodzenie było nieuniknione w obliczu mojego nowego hobby. Pokazał mi też jak się robi 'gwiazdki' i 'kreski'.
Maciek nadal jest w szoku, bo tak przyklejonej do komórki to mnie jeszcze nie widział.
A ja gram. Poziom sześćdziesiąty ósmy, sto pięćdziesiąt pięć gwiazdek, jedno życie, drugie załaduje się za osiemnaście minut:)
Słowem: gram nieustannie.
Za pierwszym razem w tramwaju niespokojnie się rozejrzałam, zanim sięgnęłam do torebki po komórkę. Teraz już z aparatem w dłoni wsiadam do wagonu.
Sebi najpierw dopytał, jak się dosłownie tłumaczy 'Frozen', a następnie uznał, że ostatnie ochłodzenie było nieuniknione w obliczu mojego nowego hobby. Pokazał mi też jak się robi 'gwiazdki' i 'kreski'.
Maciek nadal jest w szoku, bo tak przyklejonej do komórki to mnie jeszcze nie widział.
A ja gram. Poziom sześćdziesiąty ósmy, sto pięćdziesiąt pięć gwiazdek, jedno życie, drugie załaduje się za osiemnaście minut:)
sobota, 29 listopada 2014
piątek, 28 listopada 2014
czwartek, 27 listopada 2014
Edycja zimowa
Ale i usposobienie Ritki się zmieniło. Nie, żeby tam zaraz przestała stawiać na swoim i rezygnować z egzekwowania należnych królowej względów. Zrobiła się jednak tak przytulaśna, że jedyne, za co mi się obecnie obrywa, to zbyt późne kładzenie się do łóżka. Koteczka powróciła bowiem zwyczaju wylegiwania się na swojej pani i zasypiania w jej objęciach. Ilekroć nadarzy się okazja, czyli kiedy tylko zostaniemy sam na sam. Ale wieczorem to już obowiązkowo i nie zważając na okoliczności. A już myślałam, że było mi to dane tylko na chwilę, póki Rituś nie dorosła.
Może kiedyś nadejdzie ten piękny dzień, kiedy moja mała królewna nauczy się spać mi na kolanach, podczas gry siedzę na krześle? Nie tracę nadziei:)
środa, 26 listopada 2014
Zimowy sen
'Zimowy sen' urzekł mnie nie tylko przepięknymi ujęciami niepowtarzalnej urody krajobrazami Kapadocji, ale rzadko w kinie spotykanymi, oddanymi w realnym czasie dysputami bohaterów. To bowiem nie tyle działania postaci, ale długie, wyczerpujące rozmowy, jakie po kolei odbywają, wyznaczają kamienie milowe wątłej skądinąd akcji. Ale nie dajmy się zwieść pozornemu zastojowi, rozleniwieniu i ciszy spowijającej niewielki górski hotel prowadzony przez emerytowanego aktora. Emocje, które uderzą z ogromną siłą wraz z pierwszym śniegiem, wyzwolą potoki słów płynące z ust bohaterów, obudzą demony i wbiją nas w fotel. Aydin okaże się małostkowym, egocentrycznym manipulantem, niezdolnym do współczucia i w białych rękawiczkach zadającym ciosy, bezlitosnym draniem. Jego żona, odarta z dumy i złudzeń, nie będzie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. A siostra, kiedy już doigra się i usłyszy kilka słów prawdy, zamknie się w swoim pokoju na głucho i do końca filmu nie będziemy mieli okazji jej zobaczyć. Niezrozumienie i brak empatii rozgrywa się tu na wielu płaszczyznach. Syty nie zrozumie głodnego, bogaty zażarcie będzie bronił się przez jakąkolwiek krytyką pustych gestów i robionych na pokaz hojnych datków, silniejszy nie zawaha się użyć najostrzejszych słów, by zranić słabszego. I tak bez końca i cienia szansy na zmianę skostniałego układu.
poniedziałek, 24 listopada 2014
niedziela, 23 listopada 2014
Bogowie
Pełne sale kinowe przez kilka kolejnych tygodni. Jednomyślnie entuzjastyczne recenzje. Kreacja Kota, która przejdzie do historii polskiej, a może nawet światowej kinematografii. Film, którym nie sposób się nie zachwycić. Jest w nim swoisty amerykański rys. Może to sposób sportretowania samotnie walczącego przeciw całemu światu bohatera. Może odarcie go z uniformu sztuczniej świętości i pokazanie również chwil jego słabości. Może profesjonalnie nakręcone sceny brawurowych przejażdżek samochodowych. Wreszcie - może wyjątkowa muzyka. Mniejsza o to. 'Bogowie' to film, na jaki latami czekaliśmy. O wielkim człowieku, jakim był Religa. Ale bez patosu i zadęcia. O realiach lat osiemdziesiątych, w których przyszło mu walczyć o zmiany, lecz bez drwiny czy tej tak lubianej w naszym kraju nutki udręki - sama nie wiem, co gorsze. O zaangażowaniu w pracę, wychodzącym daleko poza granice pasji, a stającym się obsesją. O tym, co można zdziałać, kiedy entuzjasta i wizjoner znajdzie oddany mu zespół. Kilka tygodni już minęło, a nadal jestem pod ogromnym wrażeniem - jak zaraz po seansie. I nie spotkałam nikogo, kto umiałby znaleźć choć jeden słaby punkt tego filmu.
sobota, 22 listopada 2014
Obywatel
Nawet zjadliwy felieton Vargi nie potrafił odwieść mnie od pomysłu wybrania się na ten film. Jerzy Stuhr to gwarancja udanej komedii, a co dopiero, kiedy stanie on za kamerą, a na planie będzie mu towarzyszył syn. Cóż, najkrótsza recenzja 'Obywatela', jaka mi przychodzi do głowy, mieści się w dwóch słowach: zmarnowana szansa. Chociaż liczba mnoga byłaby tu bardziej na miejscu. Scenariusz miał w sobie potencjał, ale teoretycznie zabawne sceny zepsuła drewniana gra aktorska, brak iskry, polotu, wiarygodności postaci. Może nadmiar filuternych historyjek nie był jednak najlepszym pomysłem na opowiedzenie historii życia Jana Bratka. Anegdoty i aktorskie perełki (Sonia Bohosiewicz) ginęły w nadmiarze następujących po sobie gagów, niemalże czuło się pośpiech, z jakim postaci przeskakują z jednej scenerii w drugą, by zmieścić się w wyznaczonym czasie ze wszystkimi przewidzianymi atrakcjami. A finał filmu do szczętu mnie już zniesmaczył. W moim odczuciu całość jest niestrawna i szkoda na nią czasu.
środa, 19 listopada 2014
Czarodziejski flet
Dziś uczciwie zasłużyłam na tytuł matki roku fundując Babusiowi istny dzień dziecka. Rano eksperymenty z z kwasami i zasadami na zajęciach chemicznych z Unikids, z których dzieci wyszły umazane sztuczną krwią. Potem klasowe wyjście do Teatru Lalek. Przejażdżka tramwajem w takim towarzystwie to zawsze niezapomniane przeżycie. A na koniec spotkanie ze smokami w ramach firmowej imprezy dla najmłodszych.
Padam na twarz, ale czuję, że się zrealizowałam;)
I tylko jeszcze wspomnę o przedstawieniu 'Czarodziejski flet', które okazało się wyborną ucztą dla oczu i uszu. Oprawa muzyczna, scenografia, kostiumy, aktorzy, a przede wszystkim sam pomysł na ten muzyczny spektakl - wszystko na najwyższym poziomie, dopracowane w każdym szczególe, pomysłowe, dowcipne, porywające, zachwycające. Wystarczy spojrzeć na fotografie zamieszczone na stronie teatru, by choć w przybliżeniu poczuć magię tego przedstawienia. I zapewniam, że warto poświęcić godzinę, by na własne oczy przekonać się, jaką moc mają te barwne postaci, kiedy ożyją na scenie.
Padam na twarz, ale czuję, że się zrealizowałam;)
I tylko jeszcze wspomnę o przedstawieniu 'Czarodziejski flet', które okazało się wyborną ucztą dla oczu i uszu. Oprawa muzyczna, scenografia, kostiumy, aktorzy, a przede wszystkim sam pomysł na ten muzyczny spektakl - wszystko na najwyższym poziomie, dopracowane w każdym szczególe, pomysłowe, dowcipne, porywające, zachwycające. Wystarczy spojrzeć na fotografie zamieszczone na stronie teatru, by choć w przybliżeniu poczuć magię tego przedstawienia. I zapewniam, że warto poświęcić godzinę, by na własne oczy przekonać się, jaką moc mają te barwne postaci, kiedy ożyją na scenie.
niedziela, 16 listopada 2014
Frozen Free Fall
Dziś odkryta i z miejsca szaleństwo! Gramy z Babu całe popołudnie. Ja na swojej komórce, on na telefonie Maćka. Oboje na podłączonych ładowarkach. Utknęłam na poziomie dwudziestym drugim, a że straciłam wszystkie życia, muszę czekać na zmartwychwstanie. Zaczynam się zastanawiać nad dokonaniem opłaty celem przyspieszenia tego procesu. A już z pewnością zostawię grę włączoną na noc, żeby mi się 'dodatkowe życia' ładowały. Ciekawe, czy jest na nie jakiś limit.
sobota, 15 listopada 2014
Drugi przekręt Natalii
Kryminały Rudnickiej czytam z niekłamaną przyjemnością. Zabawne, pisane lekko, z przymrużeniem okiem - świetnie nadawałby się do adaptacji filmowej. Zwłaszcza historia o pięciu przekrzykujących się nieustannie siostrach. W pierwszej części Natalie dopiero odkryły, że są siostrami i wspólnymi siłami zmagały się z wyjaśnieniem zagadkowej śmierci tatusia. Teraz mieszkają razem i choć trudno w ich przypadku mówić o jednomyślności, w konfrontacji ze światem zewnętrznym trzymają sztamę. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodzi sakiewka pełna diamentów. Ta książka to błahostka, którą czyta się jednym tchem. Ale szczęśliwie Rudnicka nie udaje, że miało to być coś innego, nie puszy się, nie wmawia czytelnikowi, że jest jakieś drugie dno w książce, która ma li i jedynie służyć rozrywce. Dla fanów prozy Camilli Lackberg czy Charlotte Link nie będzie to czas stracony.
piątek, 14 listopada 2014
Zguba
Późny sobotni wieczór, biesiadujemy poza domem. Jakimś cudem udaje mi się usłyszeć, że w mojej torebce dzwoni komórka. Telefonuje babcia Bogusia pełniąca tej nocy rolę babysitterki.
- Aga, muszę ci coś powiedzieć! Zgubiliśmy kota!
Zatyka mnie. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać na takie wyznanie.
- Przeszukaliśmy całe mieszkanie, sprawdziliśmy balkon, pod łóżkiem w sypialni, pod szafkami w kuchni, Babu chodził wszędzie z laserkiem i głośno wołał Ritę, ale nie przyszła. Nawet zeszliśmy schodami na parter i sprawdziliśmy całą klatkę schodową. Nigdzie jej nie ma. A Sebi już prawie płacze i powtarza, że nie będzie bez niej mógł żyć. Pewnie wymknęła się z domu, kiedy było zamieszanie przy waszym wyjściu.
- A szafy sprawdzaliście? Otwieraliśmy wszystkie trzy skrzydła, może ją tam zamknęliśmy niechcący.
- No czekaj, już zaglądam... O matko! Biedulka w szafie była uwięziona! A tu tak ciasno, ledwie się zmieściła pod kurtkami, bo tu jakiś karton pełen czapek i szalików. Ale jej tam musiało być niewygodnie! Aż się cała wzdryga i przeciąga.
- Aga, muszę ci coś powiedzieć! Zgubiliśmy kota!
Zatyka mnie. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać na takie wyznanie.
- Przeszukaliśmy całe mieszkanie, sprawdziliśmy balkon, pod łóżkiem w sypialni, pod szafkami w kuchni, Babu chodził wszędzie z laserkiem i głośno wołał Ritę, ale nie przyszła. Nawet zeszliśmy schodami na parter i sprawdziliśmy całą klatkę schodową. Nigdzie jej nie ma. A Sebi już prawie płacze i powtarza, że nie będzie bez niej mógł żyć. Pewnie wymknęła się z domu, kiedy było zamieszanie przy waszym wyjściu.
- A szafy sprawdzaliście? Otwieraliśmy wszystkie trzy skrzydła, może ją tam zamknęliśmy niechcący.
- No czekaj, już zaglądam... O matko! Biedulka w szafie była uwięziona! A tu tak ciasno, ledwie się zmieściła pod kurtkami, bo tu jakiś karton pełen czapek i szalików. Ale jej tam musiało być niewygodnie! Aż się cała wzdryga i przeciąga.
czwartek, 13 listopada 2014
Londyn NW
Stoję przystanku, czytam, podchodzi koleżanka z dawnej pracy, zagaduje i już po chwili toniemy w rozmowie o nowościach w księgarniach, osobistych odkryciach ostatnich miesięcy, strategiach czytelniczych i tak dalej. Ewidentnie nadajemy na tych samych falach. Że też nigdy wcześniej na siebie nie wpadłyśmy! Rozmowa zahacza też o Zadie Smith, której najnowszą powieść trzymam pod pachą. Koleżanka z miejsca przyznaje się, że to jej pierwsze spotkanie z tą polecaną przez wszystkich autorką, że za książkę zabrała się z ogromnym entuzjazmem i że z wyrzutami sumienia porzuciła ją przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pytam o powody zniechęcenia i słyszę te same zarzuty, które sama bym postawiła. Bohaterowie tendencyjnie odmalowani jako bezdennie depresyjni. Ich motywacja psychologiczna pozostała tajemnicą. Styl sztuczny, niemalże przesiąknięty łzami i potem męczącej się nad każdą frazą autorki. Jedyna jawna intencja pisarki to zarażenie czytelnika poczuciem absolutnego zniechęcenia do cieszenia się czymkolwiek, epidemią która zdaje się grasować w kilku londyńskich dzielnicach.
Naprawdę ulżyło mi, kiedy już z koleżanką ustaliłyśmy wspólne stanowisko wobec 'Londynu NW', bo ja dobrnęłam do ostatniej linijki i ze smutkiem uświadomiłam sobie, że równie dobrze mogłam odpuścić po trzeciej stronie. Tak więc ku przestrodze: jeśli nie czujesz magii tej książki od pierwszego zdania, poszukaj innej lektury. Tym razem Zadie Smith nie wyszło.
Naprawdę ulżyło mi, kiedy już z koleżanką ustaliłyśmy wspólne stanowisko wobec 'Londynu NW', bo ja dobrnęłam do ostatniej linijki i ze smutkiem uświadomiłam sobie, że równie dobrze mogłam odpuścić po trzeciej stronie. Tak więc ku przestrodze: jeśli nie czujesz magii tej książki od pierwszego zdania, poszukaj innej lektury. Tym razem Zadie Smith nie wyszło.
poniedziałek, 10 listopada 2014
My, Cyganie
Fantazyjne nakrycia głowy na organizowanych u nas spotkaniach towarzyskich stały się już normą. Czas pójść krok dalej. Na razie się wprawiamy:)
środa, 29 października 2014
Historia pewnego statku
Seria 'Czytam sobie' nadal razem z nami. Obiecałam Babusiowi, że jak sam za jednym zamachem przeczyta książkę o Titanicu, zafunduję mu głośną lekturę w moim wykonaniu kolejnej pozycji z serii. Trochę nam to zajęło, bo co obrazek, to dylemat do roztrząsania przez kilka minut. Dlaczego kapitan ma taką wypasioną kajutę, a majtkowie muszą się cisnąć w klitce we dwóch? Jak to możliwe, że nie przygotowano wystarczającej ilości szalup ratunkowych? Skąd pomysł, że tak ogromny statek będzie na tyle zwrotny, żeby wyminąć górę lodową? I tak dalej. A pod koniec załamanie, bo tatuś Ewy, bohaterki opowieści, pewnie zginął. Łkając dobrnął jednak Sebuś do końca i zapowiedział, że więcej tej smutnej książki czytać nie będzie.
wtorek, 28 października 2014
Columbo
Piątkowy wieczór. Siły po całym męczącym tygodniu pracy wystarcza mi akurat na tyle, by dowlec się do kanapy, opatulić kocem i sięgnąć po pilota od telewizora. To i tak nieźle, biorąc pod uwagę, że Maciek chwilę po moim wejściu do domu bezceremonialnie położył się spać. Babu z tabletem sadowi się koło mnie. Ritka przynosi myszkę i bawi się nią na dywanie. Włączam Columbo. Specjalnie nagrałam kilka odcinków na takie okazje. Po kwadransie Sebi wyłącza grę i zaczyna oglądać ze mną. Jaki ten detektyw zabawny, ciągle coś udaje, a inni dają się na to nabrać, mówi mój syn, a ja nie mogę uwierzyć, że już dorósł do tego, by oglądać ze mną przygody jednego z moich ulubionych detektywów.
poniedziałek, 27 października 2014
Gone Girl
Wyborny film! Wciągający i nieprzewidywalny. Świetnie zagrany. Jeden z tych, które ma się ochotę omawiać na bieżąco w trakcie oglądania. Tak zresztą było, bo sala kinowa wypełniona po ostatnie krzesło, tłumy młodzieży i wiele żywiołowych reakcji. Historia wydaje się prosta, wielka miłość, potem przeprowadzka z centrum wielkiego świata na nudnawe peryferia, brak kasy i banał rozczarowania drugą osobą, kiedy scenografia już nie taka magiczna. Ale kiedy ma się do czynienia z tak nietuzinkowymi postaciami, jak Nick i Amy, o nudzie nie ma mowy. Święci nie są, a pomysłów, sprytu i brawury im nie brakuje. W dniu rocznicy żona znika, a mąż z każdym słowem staje się coraz bardziej podejrzany, chociaż twierdzi, że o niczym nie wie. Kolejne kłamstwa wychodzą na jaw. Policja (genialne dialogi!) chce jak najszybciej zamknąć sprawę. Media szaleją. Nic więcej nie powiem, ale gwarantuję, że nie będzie to stracony czas. I nieśmiało liczę na ciąg dalszy historii, bo tyle wątków pozostało niewyjaśnionych, tyle punktów zahaczenia i otwartych furtek jego twórcy zostawili, że szkoda byłoby z tego nie skorzystać.
niedziela, 26 października 2014
sobota, 25 października 2014
środa, 22 października 2014
Pan od seksu
Autobiografia napisana bez zadęcia i bufonady, bez prania brudów,
wyciągania trupów z szafy, oczerniania wrogów i wywoływania skandalu.
Opowieść człowieka o jego pasji i drodze do osiągnięcia zawodowego
sukcesu i spełnienia. Lew-Starowicz to utalentowany gawędziarz,
szczęśliwie bez grafomańskiego zacięcia, dbający o utrzymanie uwagi
czytelnika i hojnie wplatający zabawne anegdoty w tok narracji, podąża
się więc za jego wyznaniami z przyjemnością. A przy okazji można poznać
poglądy specjalisty na najgorętsze obecnie tematy.
wtorek, 21 października 2014
Mommy
Poryczałam się na tym filmie jak głupia. Tyle dobrego, że udało mi się z płaczem powstrzymać aż do napisów końcowych, dzięki czemu nie straciłam ani sekundy. Nie mogę uwierzyć, że Dolan mając tylko dwadzieścia pięć lat potrafił nakręcić tak wstrząsający, kipiący emocjami obraz. Fantastyczny jest tu każdy detal. Starannie dobrana muzyka, która od pierwszej do ostatniej sceny rozbrzmiewa głośno i dobitnie. Ujęcia i sposób kadrowania sprawiający, że uczucia gęstnieją, a swego rodzaju zniewolenie bohaterów staje się niemalże namacalne. Tylko dwa razy mamy okazję zobaczyć ich w szerszej perspektywie, ale związane jest to ściśle ze stanem ich duszy. Chwyt genialny w swej prostocie i o niezwykłej sile rażenia.
Największe wrażenie wywołuje jednak aktorskie trio. Główni bohaterowie to matka, syn i ich sąsiadka. Żadne z nich nie radzi sobie z otaczającym ich światem, nie umie o siebie samodzielnie zadbać , nie potrafi nazywać swoich uczuć czy pragnień. Kyla ma przewagę nad spokrewnioną parą - ona jako jedyna z tego towarzystwa wie przynajmniej, jak zadbać o innych. Ale na dobrą sprawę nic o niej nie wiemy. Od pierwszej do ostatniej minuty filmu jej przeszłość czy punkt widzenia owiane są tajemnicą. A mimo to obdarzamy ją sympatią i zaufaniem, bo krótkie chwile szczęścia, jakie staną się udziałem Steve'a i Die, są przede wszystkim jej zasługą.
Relacja tej dwójki z kolei to zderzenie dwóch niszczycielskich żywiołów. Oboje mają jak najlepsze chęci. I jeszcze więcej autodestrukcyjnych zapędów. Ewidentnie potrzebują opiekuńczego ramienia, ale nie byli, nie są i nie będą wsparciem dla siebie nawzajem, bo ich ścieżki krzyżują się na krótką chwilę tylko po to, by zaraz siła wybuchu znowu odrzuciła ich daleko od siebie. Trzymamy za nich kciuki, choć wiemy, że ta historia nie może mieć happy endu.
Na tym koniec, bo znowu ściska mnie w gardle. A do Dolana z pewnością niedługo wrócę.
Największe wrażenie wywołuje jednak aktorskie trio. Główni bohaterowie to matka, syn i ich sąsiadka. Żadne z nich nie radzi sobie z otaczającym ich światem, nie umie o siebie samodzielnie zadbać , nie potrafi nazywać swoich uczuć czy pragnień. Kyla ma przewagę nad spokrewnioną parą - ona jako jedyna z tego towarzystwa wie przynajmniej, jak zadbać o innych. Ale na dobrą sprawę nic o niej nie wiemy. Od pierwszej do ostatniej minuty filmu jej przeszłość czy punkt widzenia owiane są tajemnicą. A mimo to obdarzamy ją sympatią i zaufaniem, bo krótkie chwile szczęścia, jakie staną się udziałem Steve'a i Die, są przede wszystkim jej zasługą.
Relacja tej dwójki z kolei to zderzenie dwóch niszczycielskich żywiołów. Oboje mają jak najlepsze chęci. I jeszcze więcej autodestrukcyjnych zapędów. Ewidentnie potrzebują opiekuńczego ramienia, ale nie byli, nie są i nie będą wsparciem dla siebie nawzajem, bo ich ścieżki krzyżują się na krótką chwilę tylko po to, by zaraz siła wybuchu znowu odrzuciła ich daleko od siebie. Trzymamy za nich kciuki, choć wiemy, że ta historia nie może mieć happy endu.
Na tym koniec, bo znowu ściska mnie w gardle. A do Dolana z pewnością niedługo wrócę.
czwartek, 16 października 2014
Sny odzieżowe
Z serii nawiedzających mnie ostatnimi czasy snów konfekcyjnych zapamiętałam dwa. Pierwszy rozgrywał się w nieokreślonej bliżej scenerii. Byłam z Maćkiem. Ktoś powierzył naszej opiece kilkumiesięczne bardzo okrąglutkie dziecko. Oboje byliśmy zaskoczeni, że istnieją maluchy takich gabarytów. Ale kiedy przyszła pora na zmianę pieluszki i zaczęliśmy bobasa rozbierać okazało się, że on tylko buzię na papuśną, a reszta to mistyfikacja, bo dziecko ma na sobie kilkanaście warstw sweterków, pajacyków, kaftaników.
Drugi sen rozgrywał się w kinie. Znowu z Maćkiem. Siedzimy na sali obok siebie i w skupieniu oglądamy film. Mam na sobie zapięty pod szyję płaszczyk. Seans się kończy i idziemy do szatni odebrać kurtki. Pani prosi mnie o numerek, ja lekko zdziwiona jej prośbą zaczynam go szukać po wszystkich kieszeniach, ale bez skutku. Maciek obojętnie, czyli niezwykle jak na niego, stoi obok. I wtedy dociera do mnie, że odzienia z szatni nie odbiorę, bo go tam nie ma - nie mogłam go zostawić mając je cały czas na sobie. I jakoś tak przy okazji przypominam sobie, czemuż to z płaszczykiem nie chciałam się rozstawać. No przecież nic nie mam pod spodem:)
Drugi sen rozgrywał się w kinie. Znowu z Maćkiem. Siedzimy na sali obok siebie i w skupieniu oglądamy film. Mam na sobie zapięty pod szyję płaszczyk. Seans się kończy i idziemy do szatni odebrać kurtki. Pani prosi mnie o numerek, ja lekko zdziwiona jej prośbą zaczynam go szukać po wszystkich kieszeniach, ale bez skutku. Maciek obojętnie, czyli niezwykle jak na niego, stoi obok. I wtedy dociera do mnie, że odzienia z szatni nie odbiorę, bo go tam nie ma - nie mogłam go zostawić mając je cały czas na sobie. I jakoś tak przy okazji przypominam sobie, czemuż to z płaszczykiem nie chciałam się rozstawać. No przecież nic nie mam pod spodem:)
środa, 15 października 2014
Solferino
Pyszna zupa, która smakowała całej naszej trójce. Najciekawsze w niej jest to, że każdemu pachniała inaczej. Maciek doszukiwał się podobieństwa z pomidorową. A ja rękę dałabym sobie uciąć, że to wariacja na temat barszczu. Tylko gdzie te buraki:)
wtorek, 14 października 2014
Imagine
Oczarował mnie ten film. Generalnie lubię, kiedy jest pozytywnie i niebanalnie. Ale tu była jeszcze ta szczypta niepewności, która gwarantowała, że do samego końca nie jest się pewnym, czy bohater, którego z miejsca obdarzyliśmy sympatią i zaufaniem, nie okaże się jednak hochsztaplerem lub psychopatą. Czuję się podniesiona na duchu i gotowa na wsłuchiwanie się w świat, a nie uciekanie przed nim. Bo tyle piękna mogłoby mnie ominąć:)
niedziela, 12 października 2014
Ziemniaki z cieciorką i szpinakiem
Przeprosiłam się znowu z przepisami z 'Palce lizać'. Może i trafia im się bubel od czasu do czasu (placuszków z cukinii to im chyba do końca życia nie wybaczę, zwłaszcza, że nie dalej jak tydzień temu znowu o nich było, i tym razem, o dziwo, ktoś sobie przypomniał o odciśnięciu wody!), ale i tak sporo się dzięki nim nauczyłam.
Sałatkę z cieciorką robiłam już dwa razy, bowiem ku wielkiemu mojemu zaskoczeniu największym jej fanem okazał się Maciek. On mnie ostatnio ciągle zaskakuje swoimi gustami kulinarnymi. Entuzjazm na widok zieleniny w jego wydaniu przestaje już budzić moje podejrzenia o kpinę. No, może nadal jestem lekko zaniepokojona, kiedy wychwala danie ewidentnie bezmięsne. Ale fakt, że bierze dokładki lub łapczywie rzuca się na resztki, mówi sam za siebie:)
Uwagi do przepisu powyżej mam dwie. Zdecydowanie warto dodać więcej suszonych pomidorów. I nie konsumować od razu po przygotowaniu, bo po kilku godzinach smakuje o niebo lepiej. Przetestowałam na sobie:)
sobota, 11 października 2014
piątek, 10 października 2014
Polarek
Nadałam mu imię, ale zdążyłam już zapomnieć, jakie, bo Babu od kiedy umiał się wysłowić nazywał go Polarkiem. Nie dlatego, że jest ciepły i mięciutki, ale z powodu przynależności gatunkowej. Wszak to niedźwiadek polarny.
Przez długi czas był to jedyny pluszak w domu. Siedział samotny, zwykle na łóżku, ale czasem i w szafie, aż do czasu pojawienia się na świecie Babusia. Kiedy maluch zaczął raczkować po całym domu, misio zyskał najpierw towarzystwo innych przytulanek, a potem zaszczytną rolę ulubionego przyjaciela do zasypiania.
Zabieraliśmy już go do sklepu i na wakacje. Zaliczył odwiedziny u babci oraz kilka cykli w pralce. Marynarskie wdzianko odziedziczył po Babu. Jego stała miejscówka to łóżko w dziecinnym pokoju, co wieczór jest wszak duszony w uściskach, kiedy tylko rodzice ucałują już swego synusia na dobranoc.
A kiedy Babu wyrośnie już z przytulanki, Polarek wróci do mnie. I obiecuję nie chować go do szafy:)
Gdzie towarzystwo, tam i Ritka:)
czwartek, 9 października 2014
Górskie opowieści: gotowi na deszcz
Było tak: zbliżał się termin wyjazdu w góry, kiedy pogoda popsuła się dokumentnie. Sprawdzanie prognozy i telefoniczne nękanie właścicielki schroniska utwierdzało nas tylko w przekonaniu, że musimy być gotowi na wszystko.
W wigilię wyjazdu, kiedy wyczekiwana poprawa aury okazała się próżnym życzeniem, udaliśmy się na zakupy celem nabycia dodatkowej odzieży ochronnej. Zeus nad nami czuwał, bo od razu znaleźliśmy spodnie przeciwdeszczowe.
Następnego ranka Szklarska Poręba przywitała nas takim słońcem, że na pierwszym lepszym straganie wybierałam okulary przeciwsłoneczne. Wjechaliśmy wyciągiem na górę. Słońce po stronie czeskiej i przeganiane wiatrem chmury oraz mgły po polskiej.
Dopiero dobrze po południu spadło kilka kropli deszczu. Z miejsca skorzystaliśmy z pretekstu, żeby przetestować nowe spodnie. I tak żeśmy w nich paradowali, chociaż chmura przeszła bokiem. Ale jakieś pół godziny od Szrenicy raptownie lunęło. Jakaż była nasza radość! Niby zagęszczaliśmy ruchu do schroniska, ale cała uwaga była skupiona na nieprzemakalnej garderobie.
A kiedy doszliśmy już do swojego pokoju, musieliśmy suszyć plecak i nerkę wraz z całym schowanym w nich dobytkiem, bo podekscytowani portkami nie wzięliśmy po uwagę, że nie okrywają nas od czubka głowy po palce stóp i zapomnieliśmy ukryć nasze rzeczy po kurtkami.
Ale spodnie są super. A z dokupionymi do kompletu pelerynami jesteśmy po prostu niezatapialni:)
W wigilię wyjazdu, kiedy wyczekiwana poprawa aury okazała się próżnym życzeniem, udaliśmy się na zakupy celem nabycia dodatkowej odzieży ochronnej. Zeus nad nami czuwał, bo od razu znaleźliśmy spodnie przeciwdeszczowe.
Następnego ranka Szklarska Poręba przywitała nas takim słońcem, że na pierwszym lepszym straganie wybierałam okulary przeciwsłoneczne. Wjechaliśmy wyciągiem na górę. Słońce po stronie czeskiej i przeganiane wiatrem chmury oraz mgły po polskiej.
Dopiero dobrze po południu spadło kilka kropli deszczu. Z miejsca skorzystaliśmy z pretekstu, żeby przetestować nowe spodnie. I tak żeśmy w nich paradowali, chociaż chmura przeszła bokiem. Ale jakieś pół godziny od Szrenicy raptownie lunęło. Jakaż była nasza radość! Niby zagęszczaliśmy ruchu do schroniska, ale cała uwaga była skupiona na nieprzemakalnej garderobie.
A kiedy doszliśmy już do swojego pokoju, musieliśmy suszyć plecak i nerkę wraz z całym schowanym w nich dobytkiem, bo podekscytowani portkami nie wzięliśmy po uwagę, że nie okrywają nas od czubka głowy po palce stóp i zapomnieliśmy ukryć nasze rzeczy po kurtkami.
Ale spodnie są super. A z dokupionymi do kompletu pelerynami jesteśmy po prostu niezatapialni:)
środa, 8 października 2014
The Three Musketeers
Niespodziewanie błahy dosyć film zapoczątkował w Babulowej głowie długotrwały proces myślowy. Recz tyczy się zdrady Rocheforta. Sebi próbował ugryźć temat na wiele sposobów, wypytywał, co dokładnie Cyklop, jak tego eks-muszkietera za przykładem kardynała nazywamy, zrobił, dlaczego ubiera się on czarno, czy nie mógłby wrócić do grona dawnych towarzyszy, cz aby na pewno interesy jego i Richelieu się pokrywają, a nade wszystko - dlaczego zabił innego muszkietera. Wałkowaliśmy każdy aspekt po wielokroć, a nadal nie mam pewności, że Babu zrozumiał, czym jest zdrada. Niewinność siedmiolatka. Oby trwała jak najdłużej.
wtorek, 7 października 2014
poniedziałek, 6 października 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)