sobota, 29 grudnia 2012
W jednej osobie
Rozczarowanie roku! Z listy pięciu najbardziej pożądanych książek miesiąca postawiłam na Irvinga, przyniosłam go pachnącego farbą do domu, zaległam na kanapie i już po godzinie miałam ulubiony cytat: 'W lekturze, tak jak i w pisaniu kluczem do odbycia fascynującej podróży jest wiarygodny, a zarazem straszny związek międzyludzki.' Ale potem nie wydarzyło się już nic godnego uwagi. Ile można się rozwodzić nad biseksualnością bohatera? Rozumiem, że powtórzenia są swego rodzaju chwytem, że narracja w wykonaniu nastolatka musi być odrobinę chaotyczna, jeśli ma się wydać wiarygodna, jednakże nie doszłam jeszcze do połowy tomu, a mam już szczerze dość. Nic się nie dzieje. I powoli tracę nadzieję, że coś się w tym temacie zmieni. Co się stało ze starym dobrym Irvingiem, przez którego do tej pory zarywałam noce?
Maximum city. Bombaj
Czytałam i czytałam. Prawdziwa cegła. Mimo najlepszych chęci, nie do udźwignięcia w jednej ręce w zatłoczonym tramwaju. A niewątpliwie byłaby w nim pocieszeniem. Bombaj jest w niej przedstawiony jako miasto cudów. Przerażające, bajeczne, nienasycone. Mehta opowiada o nim z uwielbieniem, ale nie bezkrytycznie. Spędził w Stanach wiele lat i patrzy na Indie w sposób, który potrafimy zrozumieć. Domyśla się, co może być szokujące lub na tyle odmienne od zachodnich standardów, że wymaga cierpliwego komentarza. Sam często wydaje się zaskoczony. Ale jest też bombajczykiem, ekstremalnie ekspresyjnym w sposobie narracji, w zachwycie nad żywotnością metropolii, która po wielu latach rozłąki ukazuje mu swoje pociągające oblicze. Jego opowieści mamią feerią barw, uśmiechem, wiarą w lepsze jutro. Tyle że dotyczą płatnych morderców, skorumpowanej policji, prostytutek, mieszkańców slumsów, bezwzględnych gangsterów, żebraków i tak dalej. Z wierzchu mamy więc rozśpiewane i roztańczone romantycznie naiwne hinduskie kino, zaraz zaś pod kolorowymi łaszkami kryje się społeczny dramat, o którym i tak wiemy, że został tylko subtelnie zarysowany, bo całkowitej jego odsłony nie udałoby nam się znieść.
Hobbit
Świąteczne wyjście do kina było strzałem w dziesiątkę, także z powodów zgoła nieoczekiwanych: jako że miejsca było w bród, a film długaśny, Babu mógł do woli zmieniać fotele i zajmowane na nich pozycje, a nawet czasem przucupnąć na podłokietnikach. Nieprzyjemnie zaskoczyło nas jedynie to, że adaptacja Tolkiena będzie rozbita na trzy seanse. Zgroza! Książka ma niewiele ponad dwieście stron, pierwszy film obejmuje raptem dziewięćdziesiąt. Czuję, że będą to rekordowe dłużyzny. Póki co zaspokajamy ciekawość u źródła i po prostu czytamy 'Hobbita'. Od strony dziewięćdziesiątej pierwszej, oczywiście.
wtorek, 25 grudnia 2012
Z tylnego siedzenia
Babu obserwując świat przez okno samochodu: - O, ludzik lego na bilbordzie. Znajoma twarz. Znajome ciało.
czwartek, 20 grudnia 2012
Jolka wróciła
Wowow! Jolka wróciła do Dużego Formatu GW! I znowu życie będzie się toczyło od czwartku do czwartku!
poniedziałek, 17 grudnia 2012
niedziela, 16 grudnia 2012
Anna Karenina
Absolutna niespodzianka. Przepiękna teatralna scenografia, musicalowa wykończenie każdej sceny, rytm zachowany od pierwszego do ostatniego ujęcia, bajeczne kostiumy, dekoracje, charakteryzacja. Tyle że tragiczny wydźwięk dramatu Anny zaginął w tym przepychu. Keira jest przesłodka, ale nie oszukujmy się, jako aktorka gra dwoma uśmiechami. Nie mam nic przeciwko temu. I wcale mi nie przeszkadzało, że uśmierciła Kareninę. Całość odbierana jako farsa była świetna. Jedynie romantyczne dialogi między kochankami wyszły kiczowato. Gdyby mówili chociaż po rosyjsku (najlepiej bez tłumaczenia), można to by to uznać za trzymanie się konwencji. Jednak i to puszczam w zapomnienie, bo dawno się tak w kinie nie ubawiłam.
niedziela, 9 grudnia 2012
sobota, 8 grudnia 2012
Świątecznie
Siódma rano, a my w komplecie przy zapalonej choince. Dopiero wczoraj wieczorem ją ubieraliśmy, więc trudno nam się od niej odkleić. Za oknem mgła, śnieg i minus sześć na termometrze.
Dziś pieczenie pierniczków.
A potem kupimy poinsecję, wyślemy kartki z życzeniami, pod wieczór zagrzejemy wino, zapalimy świeczki...
Dziś pieczenie pierniczków.
A potem kupimy poinsecję, wyślemy kartki z życzeniami, pod wieczór zagrzejemy wino, zapalimy świeczki...
piątek, 7 grudnia 2012
Złota rybka
Z ekscytacji aż nie mogę spać. Marzenia spełniają się parami. Rano wiadomość o Londynie, chwilę później o Kings of Leon. Pati and Pati, oby złota rybka spełniła trzecie życzenie: żebyśmy się spotkały i tu, i tu:)
czwartek, 6 grudnia 2012
Basen
Dawno już nie kupowaliśmy/wypożyczaliśmy nowej gry. Miłą niespodzianką był więc prezent od Mikołaja. Basen jest genialny w swej prostocie. Gra polega na tym, że pływa się łowiąc punktowane boje i omija pułapki w postaci kół ratunkowych. Ale trzeba też decydować, czy kolejne posunięcie będzie bardziej opłacalne dla nas czy dla przeciwników. Wciągnęło nas od razu. Na razie Maciek ciągle wygrywa. Lecz trudno się dziwić, skoro tylko on jeden z naszej trójki naprawdę dobrze pływa:)
środa, 5 grudnia 2012
wtorek, 4 grudnia 2012
poniedziałek, 3 grudnia 2012
The Walking Dead
Intrygujący widok, prawda? My też daliśmy się nabrać. Miało być tajemniczo, przerażająco i nieprzewidywalnie. Przebrnęliśmy przez pierwszą serię, zaczęliśmy drugą i w połowie otwierającego ją odcinka znudzeni jak mopsy postanowiliśmy się poddać. Najpoważniejszy zarzut jest następujący: wydarzenia z całego sześcioodcinkowego sezonu z powodzeniem, czyli utrzymując uwagę widza w napięciu, zmieściłyby się w sześćdziesięciu, góra dziewięćdziedzięciu minutach. Tymczasem otrzymujemy marnej jakości zapychacze czasu antenowego: nieustające powtórki, obrazki z życia szwędaczy (albo się pałętają bez celu, albo ktoś masakruje im głowy, słowem czysta forma nudy, jeśli ogląda się to po raz dwudziesty) i żenujące w swej wymowie wynurzenia bohaterów. Co więcej, podstawowym powodem, dla którego postaci ładują się w kolejne tarapaty, jest ich własna głupota. A jeśli akurat nie, to scenariusz zakłada, że widz nie będzie czepiał się szczegółów i przykładowo zombie w masowych ilościach wyrastający jak spod ziemi zrealizują postulat koniecznego elelmentu zaskoczenia. I pal licho, że jeden z bohaterów stoi na dachu campera z lornetką w ręku i wszczyna alarm dopiero, kiedy zagrożenie zbliży się na odległość kilkanastu metrów. Zarzutów własnych, Maćka oraz wspólnych mam długą listę. Ale zamiast ją tu spisywać, zasiadam na kanapie z nadzieją, że kolejny serial okaże się ciekawszy.
niedziela, 2 grudnia 2012
sobota, 1 grudnia 2012
Fabryka pań
Na Fashion TV leci piosenka, którą lubię. Zatrzymujemy się więc na tym kanale. Bastek zahipnotyzowany patrzy na maszerujące po wybiegu modelki.
- A dlaczego te panie wszystkie wyglądają tak samo?
- Bo właśnie o to chodziło: mają te same fryzury i makijaż, a ubrania są podobne, bo to jedna kolekcja.
- O, a ja myślałem, że tu produkują właśnie takie panie.
- A dlaczego te panie wszystkie wyglądają tak samo?
- Bo właśnie o to chodziło: mają te same fryzury i makijaż, a ubrania są podobne, bo to jedna kolekcja.
- O, a ja myślałem, że tu produkują właśnie takie panie.
Persepolis
Pamiętnik nastolatki w formie komiksu. Brzmi banalnie, dopóki nie przyjrzymy się uważnie okładce, nie otworzymy książki, nie zapoznamy się z biogramem autorki. Satrapi mądrze i z humorem opisuje losy ojczystego Iranu. Każde wydarzenie polityczne pociąga za sobą konsekwencje w życiu rodzinnym dziewczynki, która analizuje fakty i zasłyszane historie, tropi nieścisłości i stara się racjonalizować zmiany, których często nie rozumie, obnażając tym samym ich prawdziwą naturę. A wszystko malowane oryginalną (nie znam zbyt wielu komiksów, ale takiego jeszcze nie widziałam) kreską. 'Persepolis' czyta się naprawdę świetnie. Czekam, kiedy Babu dorośnie, żeby mu tę lekturę podsunąć.
piątek, 30 listopada 2012
Tintin
Kiedyś już przerabialiśmy Tintina, ale po jednorazowej lekturze Babu bez mrugnięcia okiem zwrócił książkę do biblioteki. Tym razem komiks spotkał się z większym zainteresowaniem, co oznacza, że czytaliśmy go z Maćkiem na zmianę po kilka razy przez parę kolejnych dni. A w międzyczasie Babu przeglądał go w wolnych chwilach mamrocząc pod nosem autorkie dialogi wciskane w usta bohaterów.
czwartek, 29 listopada 2012
Zawirusowani
Koniec z samotnym popijaniem herbartki przed świtem - Bastek dołączył do klubu zawirusowanych i we dwójkę raczymy się o dziwnych porach rozgrzewającymi napojami. Szkoda tylko, że nie chce też brać udziału w spaniu do południa...
środa, 28 listopada 2012
Biutiful
Uxbal zarabia na życie wynajdywaniem pracy dla imigrantów. Dorabia na pogrzebach kontaktowaniem się ze zmarłymi. Zajmuje się dwójką dzieci. Po raz kolejny daje szansę na odbudowę związku ich skłonnej do autodestrukcji matce. Jego dni są nerwowo wypełnione walką o przeżycie. Co jest niejako z góry skazane na porażkę, bowiem Uxbal umiera na raka i jest tego w pełni świadomy. Robi co może, by zamknąć wszystkie sprawy, uporządkować je na tyle, na ile to możliwe, przed śmiercią. Jest to poza jego zasięgiem - skoro do tej pory miotał się każdego dnia, co może zrobić w kilka miesięcy, żeby odejść z poczuciem, że wszystko potoczy się gładko, kiedy jego zabraknie. Skutek jego determinacji można sprowadzić do banału, że dobro uczynione bliźniemu wróci do ciebie od kogoś innego. Celowo używam słowa 'banał', żeby podkreślić przepaść, jaka dzieli ten film od łzawego melodramatu, jakim mógł się stać, gdyby wziął się za niego ktoś mniej skory do pokazania wszystkich niuansów zagmatwanej historii bez wieńczenia jej moralizatorskim truciem.
W 'Biutiful' nic nie jest oczywiste. Ludzie, na których pracy zarabia Uxbal, żyją w fatalnych warunkach, znajdują się w trwałym konflikcie z prawem, nie mają nikogo na kogo mogliby liczyć. On próbuje im pomóc, ale kończy się to tragiczną śmiercią wielu osób. Nie jest bohaterem bez skazy, ale świat w którym żyje, ten sam, w którym my żyjemy, opiera się na krzywdzie, wyzysku i niesprawiedliwości. Można patrzeć w inną stronę, ale fakt, że się czegoś nie widzi, nie znaczy, że to znika. Uxbal nie odwraca wzroku. Troszczy się o bliskich, a bliski jest mu każdy potrzebujący wsparcia i opieki. On czuje się odpowiedzialny. Nie tylko za swoje dzieci. Do końca się nie dowiemy, czy kalkulował możliwość przekazania opieki nad nimi Ige. Ale czy to umniejsza jego wspaniałomyślny gest wobec niej? Podziwamy go przede wszystkim dlatego, że się nie poddał. Jest bohaterem, którego imienia nie wspomni nikt poza kilkoma osobami, którym podał rękę, tym samym ratując im życie.
P.S. Bez Bardema ten film z pewnością nie byłby taki dobry. Szczerze polecam.
Zbyt wiele szczęścia
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni czytałam opowiadania. Niewątpliwie przy krótszej formie trzeba się przestawić na inny tryb percepcji. Pozostać w gotowości, by nie dać się zaskoczyć urywającej się nader szybko narracji. Nie najgorszym pomysłem jest też wybranie docenianego na całym świecie autora. O Munro mówi się i pisze w ostatnich miesiącach sporo. Sięgnęłam więc po jej prozę niejako przygotowana. Ale i tak nie było łatwo. Pierwsze opowiadania zupełnie nie trafiły mi do przekonania. Czytałam jednak wolno, bez zachłystywania się, dając sobie czas na chwilę reklesji między kolejnymi tekstami. I zadziałało: od połowy tomu byłam już w świecie bohaterów, nadążałam za ich tokiem myślenia, rozumiałam ich wybory. Nie olśniło mnie, ale jeśli trafię na Munro na bibliotecznej półce, niewątpliwie uznam to za szczęśliwe zrządzenie losu.
wtorek, 27 listopada 2012
Prezenty
W tym roku prezenty niespodzianki zwaliły mnie z nóg. Nic tylko zakasywać rękawy i brać się do pieczenia. Postanowione.
Jak tylko wyzdrowieję...
Jeszcze raz bardzo bardzo bardzo dziękuję:)
niedziela, 25 listopada 2012
Konkursowy karmnik
Maciek pół soboty spędził na kleceniu karmnika. I o mało się nie przewrócił, kiedy z zapałem pochwaliłam jego dzieło wyrażając nadzieję, że wygra w przedszkolnym konkursie. Był bowiem przekonany, że to rodzaj zadania domowego, hahaha.
poniedziałek, 19 listopada 2012
Ostatni szczegół & Najczarniejszy strach
W łóżku z Cobenem. Jeden tytuł dla Maćka, drugi dla mnie. Już miałam powiedzieć, że to tandem, ale sama nie wiem: może jednak trójkącik? W każdym razie jutro wieczorem już się chyba wymienimy:)
Beasts of the Southern Wild
Hushpuppy była bezbłędna. I na tym się kończy moja lista atutów tego filmu. Resztę podsumuję zwięźle: półtorej godziny bezowocnego czekania na jakiś kataklizm, zwrot akcji, cokolwiek zaskakującego, wychodzącego poza schemat. Doprawdy nie wiem, skąd te zachwyty. Ironią losu jest to, że ja typowałam film na poniedziałkowy seans, a po wyjściu z kina okazało się, że jeśli chodzi o recenzje, jestem w porażajacej mniejszości cztery do jednego. Przynajmniej latte w Heliosie smakuje zawsze tak samo dobrze:)
niedziela, 18 listopada 2012
Godziny
'Clarissa Dalloway, mysli Virginia, odbierze sobie życie z powodu, który pozornie wydaje się błahy. Nie uda się jej przyjęcie lub mąż znowu nie zauważy wysiłku, który włożyła w wygląd jej własny lub ich domu. Cały dowcip będzie polegał na oddaniu niczym nie wzruszonego ogromu błahej, lecz jakże realistycznej przyczyny desprecji Clarissy; aby w pełni przekonać czytelnika, że porażki w domu są dla niej w takim samym stopniu druzgocące, jak przegrana bitwa dla generała.'
Uwielbiam książkę Cunninghama na równi z jej genialną adaptacją filmową. Wiara w nadejście czerwcowego poranka nawet po najdłuższej i najczarniejszej godzinie napawa mnie otuchą.
sobota, 17 listopada 2012
Gabrysia II
Wczoraj w czasie kąpieli zebrało się Babulowi na wyznania i poinformował Maćka, że ma dziewczynę. Polegiwałam w tym czasie na kanapie i chyba tylko dzięki jakiemuś szóstemu zmysłowi (czytaj: matczynemu wścibstwu) w ogóle zarejestrowałam, o czym mowa. No więc na tapecie jest teraz druga przedszkolna Gabrysia. Posyłają sobie całuski i miło się z nią rozmawia. Oczywiście, kiedy tylko Babu pojawił się koło mnie w piżamce, zażądałam zdania szczgółowej relacji z pierwszej ręki, na co bez cienia krępacji odpowiedział, że tylko się całują i że chciałby się w niej zakochać. Ciąg dalszy pewnie nastąpi:)
piątek, 16 listopada 2012
Elmer kontra przedszkolaki
Mela Koteluk
Wolny piątek. Ja i Mela sam na sam. Głośność ustawiona powyżej granicy znośnej dla moich chłopaków. Rekompensata za koncert, na który ciężko było mi się zebrać w niedzielę dwa tygodnie temu.
wtorek, 13 listopada 2012
Amour
Często po przeczytaniu tuzina recenzji i wywiadów obejrzenie filmu przynosi niedosyt albo rozczarowanie. Nie tym razem, chociaż opis wielu scen i przebieg dialogów znalałam zanim trafiłam do kina. Trudno określić ten obraz jednym słowem. Powiedzieć, że jest wzruszający, to zbyt banalne. Więc może skupię się tylko na fragmencie, który poruszył mnie najbardziej. Anne jest już skrajnie wyczerpana chorobą, wiemy, że lada chwila na naszych oczach zgaśnie. Jedyny sposób, w jaki porozumiewa się ze światem, to wielokrotnie powtarzane dwa słowa. Georges uspokaja ją gładzeniem po dłoni i snuciem opowieści. Jego metoda jest skuteczna. Przypomina mi kojenie dziecięcych smutków. Wrażenie potęguje fakt, że Anne mówi 'boli' i 'mama'. Kto zajmował się chorym dzieckiem pewnie od razu wie, co mam na myśli. I kiedy już stają mi przed oczyma momenty, gdy w ten sposób zajmowałam się małym Babu, kiedy uświadamiam sobie skalę uczucia, jakie stoi za tymi prostymi czynnościami, kiedy w końcu dociera do mnie, że tulenie niemowlęcia to dopiero początek drogi i z założenia zapowiedź wielu szczęśliwych lat, Georges po raz ostani głaszcze spokojną już żonę, po czym znienacka chwyta poduszkę i mocno dociska ją do twarzy Anne.
A przecież od początku wiedziałam, że to się stanie...
poniedziałek, 12 listopada 2012
Bloody Sunday
Niedziela wieczór. Polegujemy we trójkę w sypialni. Nagle Maciek pieszczotliwie podszczypuje synka w pupkę, a ten, wiedziony instynktem, podskakuje i trafia mnie z bańki prosto w nos. Odgłos jakby arbuz zaliczył gwałtowne spotkanie z betonem. I rodzinna scenka rodem z reklamy zmienia się w krwawą jatkę. Ekran zalany kwią. I znokautowana mamusia po wizycie w łazience wraca do pozycji horyzontalnej z tamponami w nozdrzach i zimnym okładem.
P.S. Rano rozsmarowując na twarzy krem niechcący dotknęłam nosa i rozległo się ciche chrupnięcie. Ale na tym się skończyło.
P.S. Rano rozsmarowując na twarzy krem niechcący dotknęłam nosa i rozległo się ciche chrupnięcie. Ale na tym się skończyło.
sobota, 10 listopada 2012
Brownie
Moje ulubione.
Dwie gorzkie czekolady i kostkę masła rozpuszczamy w metalowej misce na parze i studzimy. W drugiej misce ubijamy 25 dag cukru i 6 jajek. Potem miksujemy wszystko razem, na koniec dosypując 10 dag mąki. Bakalie dodajemy wedle uznania. Pieczemy w średniej wielkości blaszce około 18 minut. Nie powinno być zbyt suche, im bardziej zakalcowate wyjdzie, tym lepsze, ale uprzedzam, że niełatwo wstrzelić się w odpowiedni moment.
Dwie gorzkie czekolady i kostkę masła rozpuszczamy w metalowej misce na parze i studzimy. W drugiej misce ubijamy 25 dag cukru i 6 jajek. Potem miksujemy wszystko razem, na koniec dosypując 10 dag mąki. Bakalie dodajemy wedle uznania. Pieczemy w średniej wielkości blaszce około 18 minut. Nie powinno być zbyt suche, im bardziej zakalcowate wyjdzie, tym lepsze, ale uprzedzam, że niełatwo wstrzelić się w odpowiedni moment.
niedziela, 4 listopada 2012
Cinque Terre
Chcąc rozgonić smętek szarej niedzieli, nabyliśmy puzzle z cudnym widoczkiem. Dwa tysiące elementów. Skok na głęboką wodę. Odnotuję, kiedy skończymy. Dajemy sobie kilka tygodni.
sobota, 3 listopada 2012
Gabrysia
Babu bawi się w swoim pokoju z koleżanką z przedszkola. My na kanapie przy lekturze prasy. Nagle śmiechy i wrzaski cichną. A po chwili słyszymy Gabrysię: 'Dałam ci całusa'.
wtorek, 30 października 2012
poniedziałek, 29 października 2012
Dźwięki
Lista dźwieków, o których ostatnimi tygodniami rozmyślam:
Pluski i bulgoty w rurach od centralnego ogrzewania. Wieczorem leżąc w łóżku mam uczucie jakbym spała przy bystrym górskim strumyku.
Szczęko-trzaski wydawane przez Maćka kule. Coś jak krzyżówka odgłosów kroków Lorda Vadera z ... no właśnie... dlatego nad tym rozmyślam.
Drące się wniebogłosy chmary wróbli obsiadających od kilku dni dąb koło pizzerii. Albo ich tyle wcześniej nie było, albo ciszej się zachowywały. Słyszałam rozmawiających o tym przechodniów, więc chyba coś jest na rzeczy. 'Ptaki 2'?
Pluski i bulgoty w rurach od centralnego ogrzewania. Wieczorem leżąc w łóżku mam uczucie jakbym spała przy bystrym górskim strumyku.
Szczęko-trzaski wydawane przez Maćka kule. Coś jak krzyżówka odgłosów kroków Lorda Vadera z ... no właśnie... dlatego nad tym rozmyślam.
Drące się wniebogłosy chmary wróbli obsiadających od kilku dni dąb koło pizzerii. Albo ich tyle wcześniej nie było, albo ciszej się zachowywały. Słyszałam rozmawiających o tym przechodniów, więc chyba coś jest na rzeczy. 'Ptaki 2'?
niedziela, 28 października 2012
Przyszłość
Babu: - Mamo, kiedy ci mówiłem, że już więcej nie potrzebuję siusiu, to nie kłamałem, tylko że ja nie znam przyszłości, no i znowu mi się chce.
Prysznic
Koło południa byliśmy w parku. Błękitne niebo, zielona trawa, białe brzozy i połacie śniegu, a do tego wszystkie odcienie żółci, czerwieni, oranżu i brązu pod stopami i nad głową. Oślepiające słońce topiło zalegające na drzewach po wczorajszej zadymce śnieżne czapy. Z liści dosłownie się lało. I wszystko wokół lśniło świeżością pod takim prysznicem.
Odwilż to nie zawsze szare błotko.
P.S. Zapomnieliśmy o zmianie czasu i dzięki nadprogramowej godzinie poszliśmy do parku drugi raz. Ale czar już prysł. Obyśmy na następny magiczny moment nie musieli czekać do przyszłego roku:)
Odwilż to nie zawsze szare błotko.
P.S. Zapomnieliśmy o zmianie czasu i dzięki nadprogramowej godzinie poszliśmy do parku drugi raz. Ale czar już prysł. Obyśmy na następny magiczny moment nie musieli czekać do przyszłego roku:)
czwartek, 25 października 2012
Koncertowo
Od dwóch tygodni Bastek realizuje się muzycznie. Śpiewa w drodze do przedszkola, w łazience, przed każdą dostępną publicznością, a nawet sam sobie w łóżku przed zaśnięciem. Po recitalu uprzejmie przypomina o brawach i możliwości dania bisów, kłania się wytwornie i oczekuje oklasków na okoliczność zgrabnych dygnięć. Z bogatego repertuaru (sześć nowych piosenek) najbardziej podoba mi się kawałek o jesieni, co liście maluje, głównie ze względu na śpiewany grobowym głosem refren: lala lala la. Kiedy już opanuję się na tyle, by nie płakać przy tym ze śmiechu, nagram ten utwór ku pamięci.
środa, 24 października 2012
Ray Wilson & the Berlin Symphony Ensemble
Mamo, kiedy lata temu zamęczałaś nas hiciorami Genesis, do głowy mi nie przyszło, że z własnej woli wybiorę się na koncert, by wysłuchać ich na żywo.
I oto dziś bawiłam się wyśpiewując twoje ulubione piosenki. Śpiewane przez mojego idola!
I oto dziś bawiłam się wyśpiewując twoje ulubione piosenki. Śpiewane przez mojego idola!
poniedziałek, 22 października 2012
Balladyny i romanse
'Plan Zeusa brzmiał następująco: zstąpimy w ten sposób, że Hermes ukradnie wszystkie żelazka i kawę. Wtedy ludzie zrozumieją, że czas bogów chrześcijańskiej dzielnicy już przeminął. I zstąpimy. W miejsce kawy i żelazek. Plan rozsądny, jak na Zeusa, bo mój ojciec tytanem intelektu nie jest, tak na marginesie. Plan rozsądny także dlatego, że absurdalny, a takie tylko dają szansę powodzenia, przynajmniej w kontekście religijnym. (Atena)'
Baaardzo dobra książka, pozwalająca uwierzyć w siłę polskiej powieści. Cudownie ironiczna i błyskotliwa narracja, nieustająca zabawa językiem, wykorzystanie wszystkich satyrycznych możliwości, jakie niesie za sobą zderzenie mentalności mieszkańców 'kraju z promocji' i bogów każdej maści, a przede wszystkim wnikliwe, bezlitosne spojrzenie na to, kim jesteśmy (w pełnym przekroju społecznym), dokąd zmierzamy i co nami powoduje. Gwarantuję wyborną rozrywkę na kilka wieczorów.
niedziela, 21 października 2012
Książka
Co jakiś czas w natchnieniu wymyślam nowy klucz, według którego będę sobie dobierała lektury. Ostatnio padło na literackie Paszporty Polityki. Nagroda za 2011 trafiła do Łozińskiego. Zapowiadało się nieźle: ciekawe czasy, coś na kształt sagi rodzinnej, familia patchworkowa pokazana bez upiększania. Cóż, po kilku godzinach zamknęłam 'Książkę' znudzona. Tak poszatkowanago i niespójnego tekstu dawno nie czytałam. Ale nie poddałam się i wypożyczyłam kolejną pozycję z listy. Pełen sukces! Cdn. :)
Śnieżne Kotły
Pożeganie złotej jesieni z przytupem: na szlaku z Babu i teściami. Droga od wyciągu pod Szrenicą do Śnieżnych Kotłów niespiesznym krokiem, z długą biesiadą pod Twarożnikiem. A w drodze powrotnej zafundowaliśmy sobie z Bastkiem galopkę, żeby zdobyć w schronisku pieczątkę i zdążyć na ostatni zjazd. Półtorej godziny czystej adrenaliny. Kiedy wyszliśmy na czarny szlak i panorama zaparła nam dech w piersi, Babu wydyszał: 'Tak tu pięknie, że szkoda schodzić'. Wielki szacun, synu, za ten zachwyt i że dałeś radę.
czwartek, 18 października 2012
Dynia
Babu odkrył przy śniadaniu, że czas dyniowego lampionu jest ograniczony. Niedawna ozdoba kuchni systematycznie czernieje od środka i mięknie w fascynujący dla mego syna sposób. Chyba tylko dlatego jeszcze te 'zwłoki' trzymamy. Ja tam zamiast je macać zadowolę się fotką z okresu świetności.
Symetria
Kiedy prawe kolano ładnie goi się po operacji, lewa noga źle znosi poświęcanie uwagi tylko sąsiadce i samobójczo rzuca się pod kule. Przysłowiowy strzał w kolano. Mały palec złamany. Efekt symetrii osiągnięty. Maciek rozważa zakup kolejnego, czwartego już, chłodziwa.
niedziela, 14 października 2012
sobota, 13 października 2012
środa, 10 października 2012
The Angels' Share
Gdyby nie to, że film pokazywany był w ramach Festiwalu Równości i poprzedzony prelekcją o twórczości Kena Loacha, za nic nie domyśliłabym się, że dla wielu odbiorców jest przede wszystkim głosem w dyskusji o możliwościach wyrwania się ze społecznego dna. Dla mnie to świetna komedia i chociaż motyw ostatniego wielkiego skoku to żadna świeżość, tu został wykorzystany fantastycznie (choćby dlatego, że dla paczki nieudaczników był to pierwszy i, co od razu wiadomo, jedyny w życiu, a zarazem zwieńczony sukcesem, pomysł 'rozbicia banku'). Polecam i gwarantuję, że spodziewane są same pozytywne emocje.
niedziela, 7 października 2012
Sons of Anarchy
Maraton z piewszym sezonem za nami. Warto było przetrwać kilka początkowych nudnawych i przewidywalnych odcinków:) Nie mogę się doczekać, co wymyśli Gemma i czy odważy się targnąć na życie syna, żeby zachować status quo w klubie.
sobota, 6 października 2012
Przepustka
W weekend Maciek miał leżeć w szpitalu z rozprutym kolanem, ja zaś myć okna, robić zakupy, a w międzyczasie odwiedzać chorego. Potem przez chwilę pojawiło się zagrożenie rozwinięcia się paskudnego przeziębienia zarówno u mnie, jak i u Bastka. Tymczasem koło fortuny ruszyło z kopyta i: niedoszły pacient po zaklepaniu miejscówki na oddziale otrzymał przepustkę, Babu wrócił do przedszkola, a na weekendzik wprosił się do babci Bogusi, ja z kolei dostałam wychodne i w piątkowy wieczór bawiłam się na mieście. Jak za starych dobrych czasów. Dziesięć lat mniej już w tramwaju wiozącym mnie na miejsce. Do tego dzisiejsze spanie do jedenastej...
A najlepsze jest to, że zaraz idziemy do kina:)
Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale to naprawdę udane dni.
A najlepsze jest to, że zaraz idziemy do kina:)
Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale to naprawdę udane dni.
czwartek, 4 października 2012
Epoka Lodowcowa 4
Bastek po kolejnym obejrzeniu ulubionego obecnie filmu:
- Mamo, zakochałem się. W dziewczynce.
- A jak ma na imię?
- Epoka Lodowcowa cztery. Jest moją żoną. Żeby ją przytulić, obejmuję telewizor, bo ona mieszka w komputerze.
- A jak się zakochasz w prawdziwej dziewczynce, to mi powiesz?
- Tak. Ale kocham tylko jedną dziewczynkę, Epokę.
- Mamo, zakochałem się. W dziewczynce.
- A jak ma na imię?
- Epoka Lodowcowa cztery. Jest moją żoną. Żeby ją przytulić, obejmuję telewizor, bo ona mieszka w komputerze.
- A jak się zakochasz w prawdziwej dziewczynce, to mi powiesz?
- Tak. Ale kocham tylko jedną dziewczynkę, Epokę.
środa, 3 października 2012
Ślepy zabójca
Historia losów dwóch sióstr wyłaniająca się naprzemian z notatek prasowych, fragmentów powieści napisanej w młodości przez jedną z nich i opowieści snutej u schyłku życia przez drugą. Ale czy na pewno? Kto tu jest kim i jakie okoliczności towarzyszyły śmierci kolejnych osób dowiadujemy się powoli. W żadnym razie nie jest to kryminał, chociaż Laura zjeżdża z mostu już w pierwszym zdaniu, a potem napięcie tylko rośnie. Powieść jest szalenie wysmakowana, czytałam ją wolniutko delektując się każdym fragmentem. I zaznaczając ołóweczkiem warte zapamiętania słowa.
'Jedyny sposób, żeby napisać prawdę, to założyć, że to co się spisze, nigdy nie zostanie przeczytane. Nie tylko przez kogoś innego, ale także przez ciebie, w przyszłości. Inaczej zaczynasz się usprawiedliwiać. Trzeba postrzegać pisanie jak długą spiralę atramentu, wydobywającą się z palca wskazującego prawej ręki; trzeba traktować lewą rękę jak gumkę do wycierania.
Niemożliwe, oczywiście.'
wtorek, 2 października 2012
Kochanek królowej
Przepiękny film, którego kolejne sceny od rana w kółko odtwarzam w głowie (porywający pełene pasji taniec Karoliny i Johanna; ich konna przejażdżka; Christian witający swą królową śmiecho-chrząknięciem, oznajmiający biesiadnikom przy kolacji, że zamierza wieczorem odwiedzić komnaty królowej lub dymisjonujący zgromadzenie doradców; Johann w karecie w drodze na szafot oraz wiele innych). Johann pojawia się życiu królewskiej pary niespodziewanie. I ratuje ją na każdym możliwym froncie. Szalony i bezwolny jak marionetka Christian zyskuje pierwszego w życiu sprzymierzeńca i obrońcę. Karolina - powód do uśmiechu, towarzysza rozmów o wywrotowej literaturze i oświeceniowych ideach, czułego kochanka, słowem: miłość swego życia. Dania - króla gotowego przeciwstawić się całemu dworowi, by zreformować kraj. Układ idealny i co najlepsze, zatwierdzony przez każdą ze stron tego niecodzinnego trójkąta, dopóki żądni władzy intryganci nie znajdą punktu zaczepienia dla dokonania zamachu. Wielka namiętność, wielka polityka, szczypta humoru i zero melodramatyzmu. Plus zupełnie nowe oblicze Madsa Mikkelsena (niezapomniany Le Chiffre z 'Casino Royal'), który jest jednakowo do bólu brzydki i pociągający zarazem. Już się nie mogę doczekać, kiedy obejrzę ten film po raz drugi.
poniedziałek, 1 października 2012
Wielkie podwodne poszukiwania
Książka składa się z kilkunastu wielkich, bajecznie kolorowych i bogatych w szczegóły ilustracji. A cała zabawa polega na tym, żeby wyszukiwać wskazane na marginesie obiekty. Bardzo wciągające zajęcie. Plus trening na spostrzegawczość. Pozycja w sam raz na długie jesienne popołudnie dla zniecierpliwionego katarem pięciolatka:)
Kto zabrał mój ser?
Poradnik psychologiczny na temat radzenia sobie ze zmianami, zwłaszcza na gruncie zawodowym. Myślę, że szukającym takiej wiedzy i wsparcia w zakresie automotywacji może pomóc - jeśli nie nabrać wiatru w żagle, to chociaż ciut bardziej optymistycznie spojrzeć na wyolbrzymiane często problemy. Nie spodziewajmy się jednak cudu, wszystko, o czym tu mowa, słyszeliśmy już w tej czy innej formie w telewizji śniadaniowej czy przy okazji jakiejkolwiek reorganizacji w pracy. Cała różnica sprowadza się do chwytliwej analogii, jaką posłużył się autor.
Subskrybuj:
Posty (Atom)