
wtorek, 31 stycznia 2012
Tajemnicze historie

The Dept

poniedziałek, 30 stycznia 2012
niedziela, 29 stycznia 2012
Bolognese
Wypróbowałam przepis na makaron ze strony http://www.makecookingeasier.pl/tag/spaghetti/. Pychota. Chłopakom też smakowało, ale przezornie nie uprzedziłam ich o cynamonie:) A sosu wyszło mi tyle, że ponad połowa została jeszcze na jutro.
Kwezal
Wybraliśmy się do Muzeum Przyrodniczego. Rok temu Bastkowi bardzo się tam podobało. Teraz również. Jedyna różnica polegała na tym, że dziś większość eksponatów przedstawiał nam, zanim zdążyliśmy zerknąć na tabliczkę z opisem. Nie omieszkał też pobawić się w udawanie ptaków. Rozdzielając role zapunktował, bo stwierdził, że mama będzie kwezalem, skoro jest taka piękna. Kochany synuś;)
Osiemnastka
Trudno w to uwierzyć, ale mój chrześniak kończy we wtorek osiemnaście lat. Wybraliśmy się więc wczoraj do Nowej Rudy z życzeniami. Podróż była wspaniała. Bastek zasnął tuż za Świdnicą, toteż jechaliśmy sobie niespiesznie podziwiając widoki. Jedlina Zdrój i Głuszyca dosłownie toną w śniegu, a w taki słoneczny dzień jak wczoraj uroda tych miejsc jeszcze bardziej olśniewa i gdzie człowiek nie spojrzy, tam sceneria jak z bajki. Gdyby nie zaspy na poboczach unieżliwiające zatrzymanie się i obawa, że Babu obudzi się, kiedy tylko jazda zostanie przerwana, nacykałambym setki zdjęć. Mały otworzył oczy już w Rudzie. Na widok połaci dziewiczej bieli wyznał bez ogródek, że właśnie tu chciałby mieszkać. No i tak zostaliśmy z zimowym krajobrazem tuż pod powiekami, a jak nam ucieknie, po prostu znowu zapakujemy się do auta:)
sobota, 28 stycznia 2012
piątek, 27 stycznia 2012
Dziewczyny z Portofino

czwartek, 26 stycznia 2012
Carnage

wtorek, 24 stycznia 2012
Zmiany na trasie
Zwykle jadąc tramwajem nos trzymam w książce albo jestem zagadana, jeśli akurat mam towarzystwo. Więc generalnie moje zaskoczenie sięga zenitu, kiedy już wyjrzę przez okno i zarejestruję zmiany w okolicy. Po pierwsze: przy Krupniczej zniknął sklep odzieżowy z lalką Chucky na wystawie, która napawała mnie przerażeniem, póki jeszcze jeździłam do pracy bez lektury ukrytej w zanadrzu i wbrew sobie masochistycznie na nią zerkałam. Teraz straszy kartka 'do wynajęcia'.
Chwilę dalej po przeciwnej stronie rośnie Narodowe Forum Muzyki. Latem był dół, teraz widać już trzy naziemne kondygnacje. Łoł! Tramwaj skręca w Podwale i okazuje się, że baszta wisząca nad brzegiem fosy opustoszała, bo skejtowy sklepik z wiecznie dudniącą muzyką zniknął.
Plac Kościuszki to kolejny szok i nowy adres Biedronki, ale w wersji de lux, sądząc po dyskretnym logo. Kto nie wie, że tam jest, szyldu nie rozpozna.
A na trasie w kierunku szkoła językowa-dom dwie nowości: francuska kawiarnia przy Więziennej (tarty, muffinki i inne pychoty mają kusząco wystawione przy szybie, dokładnie więc je zlustrowałam i jestem na tak w kwestii ewentualnej degustacji), a przy św. Mikołaja, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Wszystkich Świętych, Szklarnia Cafe Galeria (przy lepszej pogodzie przejdę się tamtędy i obczaję dokładnie, co i jak, bo z tramwaju widać tylko, że jest to bajecznie kolorowe miejsce).
Tak myślę, że gdybym zapuściła się w rzadziej odwiedzane rejony, mogłabym Wrocławia nie rozpoznać:)
Chwilę dalej po przeciwnej stronie rośnie Narodowe Forum Muzyki. Latem był dół, teraz widać już trzy naziemne kondygnacje. Łoł! Tramwaj skręca w Podwale i okazuje się, że baszta wisząca nad brzegiem fosy opustoszała, bo skejtowy sklepik z wiecznie dudniącą muzyką zniknął.
Plac Kościuszki to kolejny szok i nowy adres Biedronki, ale w wersji de lux, sądząc po dyskretnym logo. Kto nie wie, że tam jest, szyldu nie rozpozna.
A na trasie w kierunku szkoła językowa-dom dwie nowości: francuska kawiarnia przy Więziennej (tarty, muffinki i inne pychoty mają kusząco wystawione przy szybie, dokładnie więc je zlustrowałam i jestem na tak w kwestii ewentualnej degustacji), a przy św. Mikołaja, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Wszystkich Świętych, Szklarnia Cafe Galeria (przy lepszej pogodzie przejdę się tamtędy i obczaję dokładnie, co i jak, bo z tramwaju widać tylko, że jest to bajecznie kolorowe miejsce).
Tak myślę, że gdybym zapuściła się w rzadziej odwiedzane rejony, mogłabym Wrocławia nie rozpoznać:)
Dinoszaleństwo
Wieczór z dinozaurami. I w końcu trafiła nam się książka, która interesuje Babu, a nam pozwala w miarę usystematyzować wiedzę. Bastek bez trudu porusza się w temacie za sprawą oglądanego po wielokroć 'Dinopociągu' (nagrywana od dwóch tygodni kreskówka), rozpoznaje konkretne gatunki i lepiej sobie radzi z wymową siedmiosylabowych nazw niż zacofani rodzice. Ale już niedługo będziemy tacy niekumaci! Encyklopedię zaczynamy sobie z Maćkiem czytać do poduszki:)
Tatami kontra krzesła

poniedziałek, 23 stycznia 2012
Lekcje anatomii

Sztafeta ruszyła
Babu nadal chory. Kaszle całą noc, ale przynajmniej już nie wymiotuje z tego powodu, jak to się stało w sobotę. Babcia Hania zarządziła kwarantannę i zmobilizowała całą rodzinę, aby przez najbliższe tygodnie każdy po trochu pełnił przy małym dyżury, coby Minio nie musiał chodzić do przedszkola i miał czas na nabranie odporności. Maciek podpyta też jutro laryngologa, jak jeszcze możemy dziecku pomóc. Limit na chorowanie wyczerpany już za przyszły rok. Oby do wiosny!
niedziela, 22 stycznia 2012
Dzika przyroda
Uwielbiam wszelkie wydawnictwa albumowe. Szcześliwie Bastek też nimi nie gardzi i prezent na gwiadkę okazał się trafiony. Tomiszcze to, mimo niepozornych rozmiarów w centymetrach, waży półtora kilo. Mało to poręczne, fakt. A że liczy sobie ponad siedemset stron z przepięknymi fotografiami, nie dotarliśmy jeszcze nawet do połowy. Każde zdjęcie opatrzone jest notką, ale nie oszukujmy się, głównie jest to uczta dla oczu.
Od wnusia
Z okazji ich święta Bambu przygotował dla dziadków w prezencie obrazki ptaków. W zestawie znalazły się dzięcioł, szpak, gołąb i puchacz.
sobota, 21 stycznia 2012
Brydżyk

piątek, 20 stycznia 2012
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu

Rouge pivoine
Z okiem Babulka lepiej. Otworzyło się, bo opuchlizna prawie zupełnie zeszła. Ale za to powieka zakwitła nowymi kolorami. Coś między wiśnią a buraczkiem. Jak xara dziadków.
P.S. Babu w nocy miał podwyższoną temperaturę. Dziś znowu został w domu. Babcia Hania objęła wartę. Statystyka przedszkolna: 4 dni. No comments.
P.S. Babu w nocy miał podwyższoną temperaturę. Dziś znowu został w domu. Babcia Hania objęła wartę. Statystyka przedszkolna: 4 dni. No comments.
czwartek, 19 stycznia 2012
Lokalny trubadur
Gitarzysta spod Guinnessa na Solnym jest moim idolem. Miejscówkę trzyma od końca października z krótką przerwą w okolicach świąt. Może wtedy dawał występy w środku. Żadna pogoda mu niestraszna. Dwa razy tej samej melodii nie słyszałam. Dzięki niemu znam na pamięć witrynę księgarni taniej książki na Ruskiej, bo zwykle tam się ustawiam, żeby chwilę dłużej go posłuchać. Dziś grał Metallicę. Przy bezwietrznej pogodzie (serio, przez tych parę minut w tamtej okolicy nawet listek nie drgnął) i przy melancholijnej mżawce muzyka niosła się pięknie i podniośle. Och, jestem taka dumna ze swojego miasta, hehe.
Czy ten rudy kot to pies?

BHP
Na szkoleniu z BHP prowadząca opisuje stanowisko pracy, a my zgadujemy, o jaką chorobę zawodową chodzi.
- No a taki pan, który cały dzień stoi z młotem pneumatycznym, na co może się skarżyć?
- Na impotencję? - zgaduje nieśmiało koleżanka.
- No a taki pan, który cały dzień stoi z młotem pneumatycznym, na co może się skarżyć?
- Na impotencję? - zgaduje nieśmiało koleżanka.
Śliwka
Wczoraj dzika zabawa w skakanie po łóżku (doprecyzuję: po tatusiu leżącym na łóżku) skończyła się dość szybko. Nauczona doświadczeniem, że bierni obserwatorzy zwykle obrywają rykoszetem, ledwie zdążyłam przenieść się na kanapę, kiedy rozległo się donośne bum. Bastek przygrzmocił w zagłówek. Łuk brwiowy wydawał się tylko otarty, raczej mocno, przyznaję, ale krew się nie lała, łez za dużo też nie było, więc skończyło się na przykładaniu słoika z majonezem.
Za to dziś rano moje słodkie dziecię obudziło się z elegancką fioletowo-różową śliwką na całej powiece, której stopień opuchnięcia uświadomił mi, skąd to porównanie do owoca. To naprawdę wygląda jak dojrzewająca węgierka. Oko uchyla się raptem na 3 milimetry, więc żeby się czemuś lepiej przyjrzeć, Babu musi zadrzeć głowę mocno do góry, co nadaje mu jeszcze bardziej zawadiacki wygląd. Szczęśliwie podchodzi do tego humorystycznie - rano z dumą wybierał się do przedszkola, żeby zaprezentować chłopakom siniola. Tylko pani przedszkolanka zrobiła dziwną minę na nasz widok.
Za to dziś rano moje słodkie dziecię obudziło się z elegancką fioletowo-różową śliwką na całej powiece, której stopień opuchnięcia uświadomił mi, skąd to porównanie do owoca. To naprawdę wygląda jak dojrzewająca węgierka. Oko uchyla się raptem na 3 milimetry, więc żeby się czemuś lepiej przyjrzeć, Babu musi zadrzeć głowę mocno do góry, co nadaje mu jeszcze bardziej zawadiacki wygląd. Szczęśliwie podchodzi do tego humorystycznie - rano z dumą wybierał się do przedszkola, żeby zaprezentować chłopakom siniola. Tylko pani przedszkolanka zrobiła dziwną minę na nasz widok.
wtorek, 17 stycznia 2012
Zima przyszła
6:00 Grzejąc w kuchni wodę na herbatę zatrzymuję się przy oknie i upajam widokiem bajecznie prószącego śniegu i puszystego dywanu zalegającego na chodnikach i trawnikach.
7:00 Droga do przedszkola i pracy przez szarą breję po kostki. Wiart zacina prosto w twarz lodowatym niby śniegiem. Naciągam czapkę na oczy.
8:00 Szczyt Sky Towera ginie w chmurach. Miasto tonie w zadymce. Znowu jest przytulnie, biało i uroczo. Urodę zimowego pejzażu umiem docenić dziś tylko zza szyby.
7:00 Droga do przedszkola i pracy przez szarą breję po kostki. Wiart zacina prosto w twarz lodowatym niby śniegiem. Naciągam czapkę na oczy.
8:00 Szczyt Sky Towera ginie w chmurach. Miasto tonie w zadymce. Znowu jest przytulnie, biało i uroczo. Urodę zimowego pejzażu umiem docenić dziś tylko zza szyby.
niedziela, 15 stycznia 2012
Natalii 5

sobota, 14 stycznia 2012
Giambattista Basile

Złośliwość rzeczy martwych
No jak to jest, że kiedy człowiek raz na ruski rok wróci od fryzjera z idealnie gładkimi włosami i chce uwiecznić ten magiczny moment absolutnego poskromienia kędziorów, to akurat wtedy aparat się biesi, zwiesza, blokuje i odmawia posłuszeństwa!!!
piątek, 13 stycznia 2012
Piątek trzynastego
Piątek trzynastego okazał się dla mnie nader szczęśliwy. Czas organizował dziś Babu i miałam okazję bawić się w laseczki tężca oraz tworzyć pejzaże (mix książek, gazetek i zabawek związanych tematycznie na przykład z dżunglą lub lasem namorzynowym), co okazało się bardzo pouczające i odwieżające po nieustającym w ubiegłych tygodniach natarciu dinozaurów. Nie pamiętam też, kiedy ostatnio wyszłam z biblioteki z dziesięcioma książkami prosto z mojej i Bastka top listy oraz jednoczesnym przeświadczeniem, że trzecia karta czytelnicza nie jest głupim pomysłem. Na dodatek nie dość, że babcia Bogusia zaopatrzyła naszą lodówkę w zieleninę, to jeszcze spełniła moje kulinarne marzenie i na obiad były łazanki. Oby jak najwięcej takich piątków:)
Martwe jezioro
Okres posuchy zakończony. Olga Rudnicka to dla mnie, fanki kryminałów, prawdziwe odkrycie. Pierwszą książkę wydała w wieku dwudziestu lat. Potem na przestrzeni czterech lat pojawiło się pięć kolejnych tytułów. Przez przypadek wpadł mi w ręce jej debiutancki tom. I uwagę mam tylko jedną: postacie nakreślone w tak jednoznacznych, biało czarnych tonacjach są nie do zniesienia. Ale cała reszta bez zarzutu. Fantastyczne dialogi, opisy, tempo i prowadzenie intrygi. Co najlepsze, do samego końca nie wiadomo, o co chodzi, czego się spodziewać, czy ewentualny trup w szafie to tylko przywidzenie tudzież pobożne życzenie czytelnika, czy konsekwentny finał wszystkich wątków. Już sobie ostrzę zęby na kolejne pozycje pani Olgi.
czwartek, 12 stycznia 2012
Lody
Z cyklu małe szczęścia: znaleźć na dnie zamrażarki pół litra czekoladowych lodów z Zielonej Budki i mieć je tylko dla siebie:)
Młodość stulatka
Czytanie coś mi nie idzie. 'Kwestię Finklera' Howarda Jacobsona porzuciłam po 70 stronach. Miała to być brawurowa mieszanka żydowskiego dowcipu i refleksji na temat tożsamości we współczesnym świecie. Uwierzyłam, w końcu Nagroda Bookera mówi sama za siebie. Ale okazało się, że książka to bardziej smętna niż humorystyczna. Rzuciłam się więc z zapałem na 'Lato przed zmierzchem' Doris Lessing. I znowu pomyłka. Za bardzo mi się ciągnęło. Nie poddałam się jednak, przejrzałam zapasy na półce i trafiłam na 'Młodość stulatka'. Gdyby była dłuższa, podzieliłaby los poprzednich lektur. A tak poznałam historię człowieka odmłodzonego przez porażenie piorunem. I tyle, żadnych przemyśleń czy komentarzy. Nie wiem, czy winy doszukiwać się w sobie (wiadomo, że skłonność do wybrzydzania pogłębia się z wiekiem), pogodzie (nie jest źle, ale gdzie to słońce???) czy po prostu miałam pecha, nos mnie zawiódł itp. W każdym razie rozwiązanie jest jedno: czas ruszyć na podbój biblioteki tudzież księgarni!
środa, 11 stycznia 2012
Podejście nr 3
Nie jest źle. Co prawda mamy trzecie podejście do antybiotyku, ale przynajmniej wiadomo, na czym stoimy: bakteryjne zapalenie węzłów chłonnych. Babu kolejny tydzień spędza w domku, jednak tym razem o nudzie nie ma mowy, bo towarzyszą mu tata i babcia Hania. Ja wkraczam na scenę dopiero jutro. Zaplecze techniczne przygotowane, mamy nowe gry, puzzle, a nawet kajdanki dla prawdziwego policjanta. A na przekąskę fryteczki i michałki. Żyć nie umierać:)
wtorek, 10 stycznia 2012
Internat
Śniło mi się, że wysłaliśmy Bambusia do internatu. Były tam wszystkie znajome dzieci, a ich rodzice przekonywali nas, że taka jest kolej rzeczy i nie ma co się dziwić czy martwić, bo każdy na tym korzysta. Sceneria jak zawsze w moich najgorszych koszmarach była przepiękna, słońce świeciło obłędnie, trawa dawała zielenią po oczach, ptaki ogłuszająco śpiewały itd. Nagle okazało się, że na święta (nic nie szkodzi, że było lato) dzieci do domów nie wracają. Przy pełnej aprobacie ich dorosłych opiekunów. Szok o mało nie przyprawił mnie o atak serca. Pytałam, czy może chociaż wigilię będziemy mogli spędzić razem, ale nikt nie rozumiał, o co mi chodzi. Co za pomysł: święta z pięciolatkiem!
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Napad na bank
Dziś zamiast trenować psa z głową w dół na jodze dwukrotnie napadłam na bank, a potem jeszcze na muzeum i nawet na Astrę. A było tak: kiedy tylko wróciłam z pracy, Bastek od razu próbował mnie namówić, żebym z nim powalczyła. Ostatnio propozycja ta pada wielokrotnie w ciągu dnia, mimo niezmiennej stanowczej odmowy z mojej strony, a dzisiaj nawet została poszerzona o stwierdzenie, że dziewczyny też mogą się bić (to chyba wpływ chodliwej od jakiegoś czasu dziewczyńskiej bajki 'My Little Pony', która wbrew wszystkim odcieniom prezentowanego w niej różu i słodkim głosikom kucyków, dosyć jest zadziorna). Alternatywą była zabawa w rekinka (Babu jest badaczem rekinów, który zabawia je piłeczką na sznurku, kim ja jestem, wiadomo). Cóż było robić, jako że na angielskim właśnie przerabiamy przestępczość, pierwsze, co przyszło mi do głowy, to napad. Przygotowaliśmy scenografię i niezbędne rekwizyty: bandamki, rękawiczki, pistolety, latarki, wytrych, szkatuły z forsą i biżuterią itd. A potem po ciemku napadaliśmy i napadaliśmy. A na koniec i tak byłam rekinkiem, ech:)
Les Miserables
Wczoraj w końcu udało mi się obejrzeć tę adaptację w całości. Cóż za wyborny pojedynek Neesona z Rushem! Przez chwilę na fali euforii pomyślałam, że warto by znowu sięgnąć po Hugo, ale po zapoznaniu się ze strzeszczeniem 'Nędzników' na Wiki, uświadomiłam sobie, że filmowa wersja to wystarczająca dla mnie obecnie dawka przygód Jeana Valjeana, porzuciłam szaloną ideę i jedynie zlokalizowałam przykurzone nieco tomy na półce.
czwartek, 5 stycznia 2012
Wymyk
Wczorajsze popołudnie Bambuś spędzał z dziadziusiem, a my wybraliśmy się do DCF-u na 'Wymyk'. Film bez wątpienia na długo pozostający w pamięci. Opowiada o człowieku, który tchórzy i nie reaguje, kiedy banda chuliganów katuje jego brata. Konsekwencje, jakie przyjdzie mu ponieść, zmieniają jego życie nieodwracalnie. Wielka rola Roberta Więckiewicza, który w scenie z kościoła przejdzie do historii kina.
Syrop z cebuli
Babu na nowo przeziębiony. Zamiast do przedszkola (gdzie radosny jak skowronek spędził raptem trzy dni), wybrał się z tatusiem do lekarza. Wizyta była owocna: mononukleoza wykluczona, krew i wymaz z gardła pobrane, diagnoza: wirusówka na skutek osłabienia po anginie. Najlepsze jest to, że Maciek dostał zlecenie przyrządzenia syropu z cebuli, do czego ochoczo się zabrał zaraz po powrocie do domu. Specyfik ten pachnie tak zachęcająco, że rozważam podprowadzenie odrobiny celem pokosztowania.
wtorek, 3 stycznia 2012
Klepnięte
Szaleństwo czy skrajna zapobiegliwość, wakacje mamy klepnięte w pracy, przedszkolu i nad morzem. Babu już szykuje się na spotkanie z allozaurem, Maciek dopracowuje szczegóły podróży, a ja przed zaśnięciem wybieram kolor pasów na parawanie plażowym.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Moneyball
Obejrzałam ten film zaciekawiona recenzją w gazecie (główny wątek: jak matematyka zawładnęła boiskiem oraz bon moty słynnego menedżera). No i też ze względu na Brada Pitta, przyznaję. I w sumie nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam. Niewątpliwie temat jest ciekawy, przemiany w świecie baseballu zaskakujące zwłaszcza dla totalnego laika, do obsady trudno się przyczepić (brawa dla Jonaha Hilla grającego speca od komputerowej analizy zawodników). Ale okazało się, że ten film tak naprawdę opowiada o czymś innym - pokazuje bowiem niezłomność człowieka, który owładnięty szaloną, zdawałoby się, ideą gotów jest walczyć z całym światem, by przekonać go swoich racji. I chociaż cały czas chodzi o spektakularne zwycięstwo w finalowych rozgrywkach, w kulminacyjnym momencie wychodzi na jaw, że panem racjonalnym kierują jednak porywy serca, bo ukochanego, ale biedniutkiego, klubu nie potrafi opuścić nawet dla kilkunastomilinowego kontraktu i stuprocentowo pewnej wygranej pod innymi barwami.
Mapa i terytorium

niedziela, 1 stycznia 2012
Noworocznie
Ostatni dzień słodkiego nieróbstwa. Babuś jakoś tak sam sobą się zajmuje, my na zmianę odsypiamy wczorajszą brydżową noc. Próbuję wymyślić jakieś postanowienie noworoczne, jednakże nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Rozleniwiłam się ostatnio bezgranicznie. Grudzień spędzony zasadniczo w domu był cudowny, przyznaję. Wyspałam się za wszystkie czasy, mimo nocy zarywanych przez filmowe maratony. Ale już dość tego chorowania. Na nowy rok życzę sobie i chłopakom zdrowia. Resztą sami się zajmiemy:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)