Co za książka! Trzeci tydzień wraz ze znajomymi z pracy ją przeżywamy. Ja wieczorami wczytuję się w kolejne zagadki, a potem w czasie obiadu towarzystwo próbuje je rozwiązać. Idzie różnie, ale zabawa jest wciągająca. Chodzi o to, że jedna osoba zna treść zadania wraz z jego rozwiązaniem, a pozostałe mając do dyspozycji określone dane i wszechwiedzącego narratora odpowiadającego na pytania 'tak', 'nie', 'to nieistotne', musi ustalić, jak doszło do opowiedzianej na początku sytuacji. Pierwszy zestaw zagadek uczył myślenia lateralnego, teraz czas na zadania kryminalne. Łezka mi się w oku kręci na myśl o książce 'Dama czy tygrys', którą z wielką lubością wałkowałam w liceum. Ale nie tracę nadziei, że jeszcze kiedyś natknę się na nią w księgarni lub antykwariacie.
wtorek, 31 stycznia 2012
The Dept
Niby nic specjalnego w tym filmie nie ma, ale jednak ogląda się go z wielką przyjemnością. Trójka agentów Mossadu szykuje zasadzkę na niemieckiego zbrodniarza. Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Komplikują się również relacje między nimi. Nie jest to typowa sensacja, ale film trzyma w napięciu do ostatniej minuty. Szczerze mówiąc dałam się nabrać kamiennej twarzy Hellen Mirren i spodziewałam się po niej innej decyzji.
poniedziałek, 30 stycznia 2012
niedziela, 29 stycznia 2012
Bolognese
Wypróbowałam przepis na makaron ze strony http://www.makecookingeasier.pl/tag/spaghetti/. Pychota. Chłopakom też smakowało, ale przezornie nie uprzedziłam ich o cynamonie:) A sosu wyszło mi tyle, że ponad połowa została jeszcze na jutro.
Kwezal
Wybraliśmy się do Muzeum Przyrodniczego. Rok temu Bastkowi bardzo się tam podobało. Teraz również. Jedyna różnica polegała na tym, że dziś większość eksponatów przedstawiał nam, zanim zdążyliśmy zerknąć na tabliczkę z opisem. Nie omieszkał też pobawić się w udawanie ptaków. Rozdzielając role zapunktował, bo stwierdził, że mama będzie kwezalem, skoro jest taka piękna. Kochany synuś;)
Osiemnastka
Trudno w to uwierzyć, ale mój chrześniak kończy we wtorek osiemnaście lat. Wybraliśmy się więc wczoraj do Nowej Rudy z życzeniami. Podróż była wspaniała. Bastek zasnął tuż za Świdnicą, toteż jechaliśmy sobie niespiesznie podziwiając widoki. Jedlina Zdrój i Głuszyca dosłownie toną w śniegu, a w taki słoneczny dzień jak wczoraj uroda tych miejsc jeszcze bardziej olśniewa i gdzie człowiek nie spojrzy, tam sceneria jak z bajki. Gdyby nie zaspy na poboczach unieżliwiające zatrzymanie się i obawa, że Babu obudzi się, kiedy tylko jazda zostanie przerwana, nacykałambym setki zdjęć. Mały otworzył oczy już w Rudzie. Na widok połaci dziewiczej bieli wyznał bez ogródek, że właśnie tu chciałby mieszkać. No i tak zostaliśmy z zimowym krajobrazem tuż pod powiekami, a jak nam ucieknie, po prostu znowu zapakujemy się do auta:)
sobota, 28 stycznia 2012
piątek, 27 stycznia 2012
Dziewczyny z Portofino
Pierwsze zetknięcie z prozą Grażyny Plebanek nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. 'Nielegalne związki' jakoś mnie nie urzekły. Co innego 'Dziewczyny z Portofino'! Jest to historia dojrzewania czterech przyjaciółek spod trzepaka, co już samo z siebie porusza we mnie jakieś czułe struny, bo jeszcze w czasach mojego dzieciństwa właśnie tam zwykle toczyło się życie towarzyskie podwórkowej braci. Każda z bohaterek ma inną sytuację rodzinną, uzdolnienia, marzenia, a tym, co je łączy jest niezależność, do której dążą, o którą walczą. Nie bez znaczenia jest też tło dziejowe, że się tak górnolotnie wyrażę, z fantastycznie odmalowanymi realiami, które wiele osób z rozrzewnieniem wspomina, o czym świadczyć może popyt na planszówkę inspirowaną czasami PRL-u, 'Kolejka'. Wystarczy rzucić okiem na sklep http://www.spodlady.com/, żeby wspomnienia ożyły. Na grę zapoluję, a jakże, zaś kolejny tytuł Plebanek już czeka na mnie na półce.
czwartek, 26 stycznia 2012
Carnage
Komedia, która w magiczny sposób zdjęła z moich barków ciężar nagromadzony w ciągu połowy tygodnia. Dawno nie wyszłam z kina taka wypoczęta. A zanim zaczął się seans, dyszałam w fotelu po przebieżce, by spóźnionym wejściem nie przekadzać innym na sali. Kiedy Maciek rezerwował bilety, śmiałam się, że na poważnie podszedł do przystankowego żartu z wyjścia na 'Wymyk' i wybrał film kierując się jego długością. Bo poprzednim razem okazało się, że ledwie podeszliśmy do przystanku, podjechał tramwaj. Dla jasności: 'Wymyk' to osiemdziesiąt pięć minut, 'Rzeźnia' - siedemdziesiąt dziewięć. O czym jest najnowszy hit Polańskiego, wszyscy wiedzą, bo reklamy i recenzje można spotkać na każdym kroku. Ale żeby przekonać się, dlaczego to panowie zasługują na rzęsiste oklaski, trzeba już samemu 'Rzeźnię' obejrzeć. Na długo pozostanie mi w pamięci scena, w której Alan rozmawia z matką Michaela i szczerząc się łobuzersko, szepce do pozostałych: 'Ona mówi do mnie: doktorze'. Gdzie się podział cyniczny adwokat diabła? Hahaha:)
wtorek, 24 stycznia 2012
Zmiany na trasie
Zwykle jadąc tramwajem nos trzymam w książce albo jestem zagadana, jeśli akurat mam towarzystwo. Więc generalnie moje zaskoczenie sięga zenitu, kiedy już wyjrzę przez okno i zarejestruję zmiany w okolicy. Po pierwsze: przy Krupniczej zniknął sklep odzieżowy z lalką Chucky na wystawie, która napawała mnie przerażeniem, póki jeszcze jeździłam do pracy bez lektury ukrytej w zanadrzu i wbrew sobie masochistycznie na nią zerkałam. Teraz straszy kartka 'do wynajęcia'.
Chwilę dalej po przeciwnej stronie rośnie Narodowe Forum Muzyki. Latem był dół, teraz widać już trzy naziemne kondygnacje. Łoł! Tramwaj skręca w Podwale i okazuje się, że baszta wisząca nad brzegiem fosy opustoszała, bo skejtowy sklepik z wiecznie dudniącą muzyką zniknął.
Plac Kościuszki to kolejny szok i nowy adres Biedronki, ale w wersji de lux, sądząc po dyskretnym logo. Kto nie wie, że tam jest, szyldu nie rozpozna.
A na trasie w kierunku szkoła językowa-dom dwie nowości: francuska kawiarnia przy Więziennej (tarty, muffinki i inne pychoty mają kusząco wystawione przy szybie, dokładnie więc je zlustrowałam i jestem na tak w kwestii ewentualnej degustacji), a przy św. Mikołaja, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Wszystkich Świętych, Szklarnia Cafe Galeria (przy lepszej pogodzie przejdę się tamtędy i obczaję dokładnie, co i jak, bo z tramwaju widać tylko, że jest to bajecznie kolorowe miejsce).
Tak myślę, że gdybym zapuściła się w rzadziej odwiedzane rejony, mogłabym Wrocławia nie rozpoznać:)
Chwilę dalej po przeciwnej stronie rośnie Narodowe Forum Muzyki. Latem był dół, teraz widać już trzy naziemne kondygnacje. Łoł! Tramwaj skręca w Podwale i okazuje się, że baszta wisząca nad brzegiem fosy opustoszała, bo skejtowy sklepik z wiecznie dudniącą muzyką zniknął.
Plac Kościuszki to kolejny szok i nowy adres Biedronki, ale w wersji de lux, sądząc po dyskretnym logo. Kto nie wie, że tam jest, szyldu nie rozpozna.
A na trasie w kierunku szkoła językowa-dom dwie nowości: francuska kawiarnia przy Więziennej (tarty, muffinki i inne pychoty mają kusząco wystawione przy szybie, dokładnie więc je zlustrowałam i jestem na tak w kwestii ewentualnej degustacji), a przy św. Mikołaja, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Wszystkich Świętych, Szklarnia Cafe Galeria (przy lepszej pogodzie przejdę się tamtędy i obczaję dokładnie, co i jak, bo z tramwaju widać tylko, że jest to bajecznie kolorowe miejsce).
Tak myślę, że gdybym zapuściła się w rzadziej odwiedzane rejony, mogłabym Wrocławia nie rozpoznać:)
Dinoszaleństwo
Wieczór z dinozaurami. I w końcu trafiła nam się książka, która interesuje Babu, a nam pozwala w miarę usystematyzować wiedzę. Bastek bez trudu porusza się w temacie za sprawą oglądanego po wielokroć 'Dinopociągu' (nagrywana od dwóch tygodni kreskówka), rozpoznaje konkretne gatunki i lepiej sobie radzi z wymową siedmiosylabowych nazw niż zacofani rodzice. Ale już niedługo będziemy tacy niekumaci! Encyklopedię zaczynamy sobie z Maćkiem czytać do poduszki:)
Tatami kontra krzesła
Po takich książkach mam ochotę z miejsca wyruszyć w podróż, aby na własnej skórze przekonać się, czy autor nie przesadził z opisem dziwów nad dziwami. Tomański z rozmachem pisze o Japonii i jej mieszkańcach, opierając się na własnych doświadczeniech i obserwacjach, ale też korzystając z wielu innych źródeł. Niektóre teorie wydają się szalone, lecz z przedstawioną argumentacją trudno polemizować nie mając oparcia we własnych przeżyciach czy wiedzy na temat Kraju Kwitnącej Wiśni. Na pewno kilka niejasności, na które natrafiłam czytając '19Q4' Murakamiego, zostało wyjaśnionych. Jak choćby kwestia poszukiwania miejsca, z którego widać księżyc pośród ciasnej zabudowy. Kiedy przyjrzalam się zdjęciom umieszczonym w książce Tomańskiego, wszystko stało się jasne. Po prostu nie starczyło mi wyobraźni, żeby zwizualizować sobie tak gęsto zagospodarowane miasto.
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Lekcje anatomii
Na fali zainteresowania anatomią zaopatrzyliśmy jakiś czas temu domową biblioteczkę w dwa tytuły: 'Jak działa niesamowite ciało człowieka według mózgofalek' oraz tom encyklopedii 'Na ścieżkach wiedzy: 100 części ciała'. Pierwsza pozycja jest zakupem ze wszech miar udanym. Rozkładane strony, zabawne historyjki i komentarze, wysoki poziom szczegółowości i miła dla oka szata graficzna sprawiają, że lektura staje się przyjemnością i pretekstem do zabawy. Druga książka to absolutna klapa (obserwacja i moja, i Maćka). Szczątkowe informacje są w niej podawane bez ładu i składu ( nie ma pewności, że dowiemy się, gdzie co jest, z czego się składa i do czego służy), na dodatek językiem naukowym, co sprawia, że lektura nie wnosi nic poza znudzeniem lub irytacją.
Sztafeta ruszyła
Babu nadal chory. Kaszle całą noc, ale przynajmniej już nie wymiotuje z tego powodu, jak to się stało w sobotę. Babcia Hania zarządziła kwarantannę i zmobilizowała całą rodzinę, aby przez najbliższe tygodnie każdy po trochu pełnił przy małym dyżury, coby Minio nie musiał chodzić do przedszkola i miał czas na nabranie odporności. Maciek podpyta też jutro laryngologa, jak jeszcze możemy dziecku pomóc. Limit na chorowanie wyczerpany już za przyszły rok. Oby do wiosny!
niedziela, 22 stycznia 2012
Dzika przyroda
Uwielbiam wszelkie wydawnictwa albumowe. Szcześliwie Bastek też nimi nie gardzi i prezent na gwiadkę okazał się trafiony. Tomiszcze to, mimo niepozornych rozmiarów w centymetrach, waży półtora kilo. Mało to poręczne, fakt. A że liczy sobie ponad siedemset stron z przepięknymi fotografiami, nie dotarliśmy jeszcze nawet do połowy. Każde zdjęcie opatrzone jest notką, ale nie oszukujmy się, głównie jest to uczta dla oczu.
Od wnusia
Z okazji ich święta Bambu przygotował dla dziadków w prezencie obrazki ptaków. W zestawie znalazły się dzięcioł, szpak, gołąb i puchacz.
sobota, 21 stycznia 2012
Brydżyk
Jako że znowu grywamy, postanowiłam na poważnie się tym razem przyłożyć i dopomóc losowi, by w końcu przerwać pasmo przegranych. Karta nam nie idzie od sylwestra i powiedzenie, że kto nie ma szczęścia tu, to ma gdzie indziej, nie zmienia poziomu skrępowania u przeciwników. Nie żeby wygrywanie było dla nich czymś nowym, hehe. Ale dotąd każdy punkcik na plusie był okupiony wysłuchiwaniem naszych utyskiwań i skarg na niesprawiedliwość losu. A nowi my, o dziwo!, nie frustrujemy się jak dawniej, nie żądamy przesiadania się, tylko cieszymy grą po długaśnym okresie posuchy. No a skoro już to napisałam, pewnie dzisiaj wieczorem wrócimy do dawnej, zaciekle kłótliwej, formy:)
piątek, 20 stycznia 2012
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu
Z niewiadomego dla mnie samej powodu (jedyna recenzja, jaką czytałam nie była zbyt entuzjastyczna, a bieganie w żaden sposób porywające mi się nie wydaje) sporo sobie po tej książce obiecywałam. Na próżno. W sumie poza kilkoma ładnymi metaforami ('zima zwięzła i milcząca, jak profesjonalny poborca podatków') niewiele można się o pisarzu z tej dziwacznej quasi autobiografii dowiedzieć. W sumie nieliczne szczegóły zaczerpnięte ze swego życiorysu, którymi nas częstuje, nadają się tylko do odnalezienia garstki tropów jego codzienności wykorzystanych w ostatniej powieści. Ale może to tylko tak wygląda dla kogoś, komu japońska kultura jawi się jako obca i niezrozumiała? Może powściągliwość, skrytość i skłonność do truizmów czy pozbawionych konkretów uogólnień więcej mówią o kraju i rodakach Murakamiego niż dałoby się wyczytać z barwnej historii jego losów i przygód, gdyby takową nam przedstawił? W każdym razie najbardziej zaskakujące jest to, że w zasadzie z ciekawością czytałam fragmenty ściśle odnoszące się do biegania.
Rouge pivoine
Z okiem Babulka lepiej. Otworzyło się, bo opuchlizna prawie zupełnie zeszła. Ale za to powieka zakwitła nowymi kolorami. Coś między wiśnią a buraczkiem. Jak xara dziadków.
P.S. Babu w nocy miał podwyższoną temperaturę. Dziś znowu został w domu. Babcia Hania objęła wartę. Statystyka przedszkolna: 4 dni. No comments.
P.S. Babu w nocy miał podwyższoną temperaturę. Dziś znowu został w domu. Babcia Hania objęła wartę. Statystyka przedszkolna: 4 dni. No comments.
czwartek, 19 stycznia 2012
Lokalny trubadur
Gitarzysta spod Guinnessa na Solnym jest moim idolem. Miejscówkę trzyma od końca października z krótką przerwą w okolicach świąt. Może wtedy dawał występy w środku. Żadna pogoda mu niestraszna. Dwa razy tej samej melodii nie słyszałam. Dzięki niemu znam na pamięć witrynę księgarni taniej książki na Ruskiej, bo zwykle tam się ustawiam, żeby chwilę dłużej go posłuchać. Dziś grał Metallicę. Przy bezwietrznej pogodzie (serio, przez tych parę minut w tamtej okolicy nawet listek nie drgnął) i przy melancholijnej mżawce muzyka niosła się pięknie i podniośle. Och, jestem taka dumna ze swojego miasta, hehe.
Czy ten rudy kot to pies?
Kontynuacja 'Martwego jeziora'. Dosyć zabawna, ale do bólu przewidywalna. Jedno trzeba jednak przyznać godnej następczyni Chmielewskiej: pomysły na zawiązanie intrygi ma świetne. I jeszcze drugie: opowiadać to ona potrafi. Lekko, zręcznie i zabawnie. Narracja u niej płynie swobodnie, ze swadą, trudno doprawdy się nie wciągnąć. Więcej książek Rudnickiej na podorędziu nie mam, ale bardzo jestem ciekawa jej pozostałych pozycji, więc temat pozostaje optymistycznie otwarty.
BHP
Na szkoleniu z BHP prowadząca opisuje stanowisko pracy, a my zgadujemy, o jaką chorobę zawodową chodzi.
- No a taki pan, który cały dzień stoi z młotem pneumatycznym, na co może się skarżyć?
- Na impotencję? - zgaduje nieśmiało koleżanka.
- No a taki pan, który cały dzień stoi z młotem pneumatycznym, na co może się skarżyć?
- Na impotencję? - zgaduje nieśmiało koleżanka.
Śliwka
Wczoraj dzika zabawa w skakanie po łóżku (doprecyzuję: po tatusiu leżącym na łóżku) skończyła się dość szybko. Nauczona doświadczeniem, że bierni obserwatorzy zwykle obrywają rykoszetem, ledwie zdążyłam przenieść się na kanapę, kiedy rozległo się donośne bum. Bastek przygrzmocił w zagłówek. Łuk brwiowy wydawał się tylko otarty, raczej mocno, przyznaję, ale krew się nie lała, łez za dużo też nie było, więc skończyło się na przykładaniu słoika z majonezem.
Za to dziś rano moje słodkie dziecię obudziło się z elegancką fioletowo-różową śliwką na całej powiece, której stopień opuchnięcia uświadomił mi, skąd to porównanie do owoca. To naprawdę wygląda jak dojrzewająca węgierka. Oko uchyla się raptem na 3 milimetry, więc żeby się czemuś lepiej przyjrzeć, Babu musi zadrzeć głowę mocno do góry, co nadaje mu jeszcze bardziej zawadiacki wygląd. Szczęśliwie podchodzi do tego humorystycznie - rano z dumą wybierał się do przedszkola, żeby zaprezentować chłopakom siniola. Tylko pani przedszkolanka zrobiła dziwną minę na nasz widok.
Za to dziś rano moje słodkie dziecię obudziło się z elegancką fioletowo-różową śliwką na całej powiece, której stopień opuchnięcia uświadomił mi, skąd to porównanie do owoca. To naprawdę wygląda jak dojrzewająca węgierka. Oko uchyla się raptem na 3 milimetry, więc żeby się czemuś lepiej przyjrzeć, Babu musi zadrzeć głowę mocno do góry, co nadaje mu jeszcze bardziej zawadiacki wygląd. Szczęśliwie podchodzi do tego humorystycznie - rano z dumą wybierał się do przedszkola, żeby zaprezentować chłopakom siniola. Tylko pani przedszkolanka zrobiła dziwną minę na nasz widok.
wtorek, 17 stycznia 2012
Zima przyszła
6:00 Grzejąc w kuchni wodę na herbatę zatrzymuję się przy oknie i upajam widokiem bajecznie prószącego śniegu i puszystego dywanu zalegającego na chodnikach i trawnikach.
7:00 Droga do przedszkola i pracy przez szarą breję po kostki. Wiart zacina prosto w twarz lodowatym niby śniegiem. Naciągam czapkę na oczy.
8:00 Szczyt Sky Towera ginie w chmurach. Miasto tonie w zadymce. Znowu jest przytulnie, biało i uroczo. Urodę zimowego pejzażu umiem docenić dziś tylko zza szyby.
7:00 Droga do przedszkola i pracy przez szarą breję po kostki. Wiart zacina prosto w twarz lodowatym niby śniegiem. Naciągam czapkę na oczy.
8:00 Szczyt Sky Towera ginie w chmurach. Miasto tonie w zadymce. Znowu jest przytulnie, biało i uroczo. Urodę zimowego pejzażu umiem docenić dziś tylko zza szyby.
niedziela, 15 stycznia 2012
Natalii 5
Oderwanie się od tej powieści graniczyło z cudem, więc zarwałam dwie noce, ale ukończyłam ją przed nadejściem wypełnionych różnościami dni roboczych. Olga Rudnicka osiągnęła poziom, którego można jej tylko pozazdrościć. Książka jest o spotkaniu pięciu temperamentnych sióstr, teatralnym samobójstwie ich ojca i poszukiwaniach skarbu. Właście nie ma słabych stron, a można przy niej miejscami skonać ze śmiechu. Zwłaszcza, gdy do głosu starają się dojść wszystkie panie naraz. Poleciłabym ją każdemu, kto lubi historie życiowe, zagadki, niespodzianki, kryminały, komedie i szalone zwroty akcji.
sobota, 14 stycznia 2012
Giambattista Basile
Teraz wieczorami wałkujemy włoskie baśnie, które momentami są naprawdę przerażające. Atmosferę grozy budują też nieźle ilustracje (żona wilkołaka nawet we mnie wzbudza trwogę). Bastek chwilami usiłuje jednocześnie zakryczyć oczy i uszy. Ale twardo obstaje przy dalszym czytaniu. Dla mnie najśmieszniejsze są spolszczone imiona: Belluczja, Paskarella, Belpodżio itd.
Złośliwość rzeczy martwych
No jak to jest, że kiedy człowiek raz na ruski rok wróci od fryzjera z idealnie gładkimi włosami i chce uwiecznić ten magiczny moment absolutnego poskromienia kędziorów, to akurat wtedy aparat się biesi, zwiesza, blokuje i odmawia posłuszeństwa!!!
piątek, 13 stycznia 2012
Piątek trzynastego
Piątek trzynastego okazał się dla mnie nader szczęśliwy. Czas organizował dziś Babu i miałam okazję bawić się w laseczki tężca oraz tworzyć pejzaże (mix książek, gazetek i zabawek związanych tematycznie na przykład z dżunglą lub lasem namorzynowym), co okazało się bardzo pouczające i odwieżające po nieustającym w ubiegłych tygodniach natarciu dinozaurów. Nie pamiętam też, kiedy ostatnio wyszłam z biblioteki z dziesięcioma książkami prosto z mojej i Bastka top listy oraz jednoczesnym przeświadczeniem, że trzecia karta czytelnicza nie jest głupim pomysłem. Na dodatek nie dość, że babcia Bogusia zaopatrzyła naszą lodówkę w zieleninę, to jeszcze spełniła moje kulinarne marzenie i na obiad były łazanki. Oby jak najwięcej takich piątków:)
Martwe jezioro
Okres posuchy zakończony. Olga Rudnicka to dla mnie, fanki kryminałów, prawdziwe odkrycie. Pierwszą książkę wydała w wieku dwudziestu lat. Potem na przestrzeni czterech lat pojawiło się pięć kolejnych tytułów. Przez przypadek wpadł mi w ręce jej debiutancki tom. I uwagę mam tylko jedną: postacie nakreślone w tak jednoznacznych, biało czarnych tonacjach są nie do zniesienia. Ale cała reszta bez zarzutu. Fantastyczne dialogi, opisy, tempo i prowadzenie intrygi. Co najlepsze, do samego końca nie wiadomo, o co chodzi, czego się spodziewać, czy ewentualny trup w szafie to tylko przywidzenie tudzież pobożne życzenie czytelnika, czy konsekwentny finał wszystkich wątków. Już sobie ostrzę zęby na kolejne pozycje pani Olgi.
czwartek, 12 stycznia 2012
Lody
Z cyklu małe szczęścia: znaleźć na dnie zamrażarki pół litra czekoladowych lodów z Zielonej Budki i mieć je tylko dla siebie:)
Młodość stulatka
Czytanie coś mi nie idzie. 'Kwestię Finklera' Howarda Jacobsona porzuciłam po 70 stronach. Miała to być brawurowa mieszanka żydowskiego dowcipu i refleksji na temat tożsamości we współczesnym świecie. Uwierzyłam, w końcu Nagroda Bookera mówi sama za siebie. Ale okazało się, że książka to bardziej smętna niż humorystyczna. Rzuciłam się więc z zapałem na 'Lato przed zmierzchem' Doris Lessing. I znowu pomyłka. Za bardzo mi się ciągnęło. Nie poddałam się jednak, przejrzałam zapasy na półce i trafiłam na 'Młodość stulatka'. Gdyby była dłuższa, podzieliłaby los poprzednich lektur. A tak poznałam historię człowieka odmłodzonego przez porażenie piorunem. I tyle, żadnych przemyśleń czy komentarzy. Nie wiem, czy winy doszukiwać się w sobie (wiadomo, że skłonność do wybrzydzania pogłębia się z wiekiem), pogodzie (nie jest źle, ale gdzie to słońce???) czy po prostu miałam pecha, nos mnie zawiódł itp. W każdym razie rozwiązanie jest jedno: czas ruszyć na podbój biblioteki tudzież księgarni!
środa, 11 stycznia 2012
Podejście nr 3
Nie jest źle. Co prawda mamy trzecie podejście do antybiotyku, ale przynajmniej wiadomo, na czym stoimy: bakteryjne zapalenie węzłów chłonnych. Babu kolejny tydzień spędza w domku, jednak tym razem o nudzie nie ma mowy, bo towarzyszą mu tata i babcia Hania. Ja wkraczam na scenę dopiero jutro. Zaplecze techniczne przygotowane, mamy nowe gry, puzzle, a nawet kajdanki dla prawdziwego policjanta. A na przekąskę fryteczki i michałki. Żyć nie umierać:)
wtorek, 10 stycznia 2012
Internat
Śniło mi się, że wysłaliśmy Bambusia do internatu. Były tam wszystkie znajome dzieci, a ich rodzice przekonywali nas, że taka jest kolej rzeczy i nie ma co się dziwić czy martwić, bo każdy na tym korzysta. Sceneria jak zawsze w moich najgorszych koszmarach była przepiękna, słońce świeciło obłędnie, trawa dawała zielenią po oczach, ptaki ogłuszająco śpiewały itd. Nagle okazało się, że na święta (nic nie szkodzi, że było lato) dzieci do domów nie wracają. Przy pełnej aprobacie ich dorosłych opiekunów. Szok o mało nie przyprawił mnie o atak serca. Pytałam, czy może chociaż wigilię będziemy mogli spędzić razem, ale nikt nie rozumiał, o co mi chodzi. Co za pomysł: święta z pięciolatkiem!
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Napad na bank
Dziś zamiast trenować psa z głową w dół na jodze dwukrotnie napadłam na bank, a potem jeszcze na muzeum i nawet na Astrę. A było tak: kiedy tylko wróciłam z pracy, Bastek od razu próbował mnie namówić, żebym z nim powalczyła. Ostatnio propozycja ta pada wielokrotnie w ciągu dnia, mimo niezmiennej stanowczej odmowy z mojej strony, a dzisiaj nawet została poszerzona o stwierdzenie, że dziewczyny też mogą się bić (to chyba wpływ chodliwej od jakiegoś czasu dziewczyńskiej bajki 'My Little Pony', która wbrew wszystkim odcieniom prezentowanego w niej różu i słodkim głosikom kucyków, dosyć jest zadziorna). Alternatywą była zabawa w rekinka (Babu jest badaczem rekinów, który zabawia je piłeczką na sznurku, kim ja jestem, wiadomo). Cóż było robić, jako że na angielskim właśnie przerabiamy przestępczość, pierwsze, co przyszło mi do głowy, to napad. Przygotowaliśmy scenografię i niezbędne rekwizyty: bandamki, rękawiczki, pistolety, latarki, wytrych, szkatuły z forsą i biżuterią itd. A potem po ciemku napadaliśmy i napadaliśmy. A na koniec i tak byłam rekinkiem, ech:)
Les Miserables
Wczoraj w końcu udało mi się obejrzeć tę adaptację w całości. Cóż za wyborny pojedynek Neesona z Rushem! Przez chwilę na fali euforii pomyślałam, że warto by znowu sięgnąć po Hugo, ale po zapoznaniu się ze strzeszczeniem 'Nędzników' na Wiki, uświadomiłam sobie, że filmowa wersja to wystarczająca dla mnie obecnie dawka przygód Jeana Valjeana, porzuciłam szaloną ideę i jedynie zlokalizowałam przykurzone nieco tomy na półce.
czwartek, 5 stycznia 2012
Wymyk
Wczorajsze popołudnie Bambuś spędzał z dziadziusiem, a my wybraliśmy się do DCF-u na 'Wymyk'. Film bez wątpienia na długo pozostający w pamięci. Opowiada o człowieku, który tchórzy i nie reaguje, kiedy banda chuliganów katuje jego brata. Konsekwencje, jakie przyjdzie mu ponieść, zmieniają jego życie nieodwracalnie. Wielka rola Roberta Więckiewicza, który w scenie z kościoła przejdzie do historii kina.
Syrop z cebuli
Babu na nowo przeziębiony. Zamiast do przedszkola (gdzie radosny jak skowronek spędził raptem trzy dni), wybrał się z tatusiem do lekarza. Wizyta była owocna: mononukleoza wykluczona, krew i wymaz z gardła pobrane, diagnoza: wirusówka na skutek osłabienia po anginie. Najlepsze jest to, że Maciek dostał zlecenie przyrządzenia syropu z cebuli, do czego ochoczo się zabrał zaraz po powrocie do domu. Specyfik ten pachnie tak zachęcająco, że rozważam podprowadzenie odrobiny celem pokosztowania.
wtorek, 3 stycznia 2012
Klepnięte
Szaleństwo czy skrajna zapobiegliwość, wakacje mamy klepnięte w pracy, przedszkolu i nad morzem. Babu już szykuje się na spotkanie z allozaurem, Maciek dopracowuje szczegóły podróży, a ja przed zaśnięciem wybieram kolor pasów na parawanie plażowym.
poniedziałek, 2 stycznia 2012
Moneyball
Obejrzałam ten film zaciekawiona recenzją w gazecie (główny wątek: jak matematyka zawładnęła boiskiem oraz bon moty słynnego menedżera). No i też ze względu na Brada Pitta, przyznaję. I w sumie nie mogę powiedzieć, że się zawiodłam. Niewątpliwie temat jest ciekawy, przemiany w świecie baseballu zaskakujące zwłaszcza dla totalnego laika, do obsady trudno się przyczepić (brawa dla Jonaha Hilla grającego speca od komputerowej analizy zawodników). Ale okazało się, że ten film tak naprawdę opowiada o czymś innym - pokazuje bowiem niezłomność człowieka, który owładnięty szaloną, zdawałoby się, ideą gotów jest walczyć z całym światem, by przekonać go swoich racji. I chociaż cały czas chodzi o spektakularne zwycięstwo w finalowych rozgrywkach, w kulminacyjnym momencie wychodzi na jaw, że panem racjonalnym kierują jednak porywy serca, bo ukochanego, ale biedniutkiego, klubu nie potrafi opuścić nawet dla kilkunastomilinowego kontraktu i stuprocentowo pewnej wygranej pod innymi barwami.
Mapa i terytorium
Jak to przy Houellebeqcu, potrzebowałam paru dni na przemyślenie nawału wątków poruszanych w powieści, żeby w miarę składnie móc powiedzieć, o co tym razem poszło. Ale pewności, że wyłapałam chociaż połowę smaczków, wątków i tez, nawet nie śmiem sobie rościć. W zarysie ogólnym jest to historia o dwóch samotnych artystach, których ścieżki ledwie się krzyżują. Na tym tle pisarz rozprawia o starości i prawie do eutanazji, o przemijaniu, niestałości jako jedynym pewniku w życiu, umieraniu. O tym, że człowieka określa jego praca, zawód, ale i marka samochodu. A przede wszystkim o tym, że czasy, w których żyjemy, definiują głównie pojęcia rodem z podręcznika do ekonomii.
niedziela, 1 stycznia 2012
Noworocznie
Ostatni dzień słodkiego nieróbstwa. Babuś jakoś tak sam sobą się zajmuje, my na zmianę odsypiamy wczorajszą brydżową noc. Próbuję wymyślić jakieś postanowienie noworoczne, jednakże nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Rozleniwiłam się ostatnio bezgranicznie. Grudzień spędzony zasadniczo w domu był cudowny, przyznaję. Wyspałam się za wszystkie czasy, mimo nocy zarywanych przez filmowe maratony. Ale już dość tego chorowania. Na nowy rok życzę sobie i chłopakom zdrowia. Resztą sami się zajmiemy:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)