
Jako że znowu grywamy, postanowiłam na poważnie się tym razem przyłożyć i dopomóc losowi, by w końcu przerwać pasmo przegranych. Karta nam nie idzie od sylwestra i powiedzenie, że kto nie ma szczęścia tu, to ma gdzie indziej, nie zmienia poziomu skrępowania u przeciwników. Nie żeby wygrywanie było dla nich czymś nowym, hehe. Ale dotąd każdy punkcik na plusie był okupiony wysłuchiwaniem naszych utyskiwań i skarg na niesprawiedliwość losu. A nowi my, o dziwo!, nie frustrujemy się jak dawniej, nie żądamy przesiadania się, tylko cieszymy grą po długaśnym okresie posuchy. No a skoro już to napisałam, pewnie dzisiaj wieczorem wrócimy do dawnej, zaciekle kłótliwej, formy:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz