Wczoraj dzika zabawa w skakanie po łóżku (doprecyzuję: po tatusiu leżącym na łóżku) skończyła się dość szybko. Nauczona doświadczeniem, że bierni obserwatorzy zwykle obrywają rykoszetem, ledwie zdążyłam przenieść się na kanapę, kiedy rozległo się donośne bum. Bastek przygrzmocił w zagłówek. Łuk brwiowy wydawał się tylko otarty, raczej mocno, przyznaję, ale krew się nie lała, łez za dużo też nie było, więc skończyło się na przykładaniu słoika z majonezem.
Za to dziś rano moje słodkie dziecię obudziło się z elegancką fioletowo-różową śliwką na całej powiece, której stopień opuchnięcia uświadomił mi, skąd to porównanie do owoca. To naprawdę wygląda jak dojrzewająca węgierka. Oko uchyla się raptem na 3 milimetry, więc żeby się czemuś lepiej przyjrzeć, Babu musi zadrzeć głowę mocno do góry, co nadaje mu jeszcze bardziej zawadiacki wygląd. Szczęśliwie podchodzi do tego humorystycznie - rano z dumą wybierał się do przedszkola, żeby zaprezentować chłopakom siniola. Tylko pani przedszkolanka zrobiła dziwną minę na nasz widok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz