poniedziałek, 9 stycznia 2012
Napad na bank
Dziś zamiast trenować psa z głową w dół na jodze dwukrotnie napadłam na bank, a potem jeszcze na muzeum i nawet na Astrę. A było tak: kiedy tylko wróciłam z pracy, Bastek od razu próbował mnie namówić, żebym z nim powalczyła. Ostatnio propozycja ta pada wielokrotnie w ciągu dnia, mimo niezmiennej stanowczej odmowy z mojej strony, a dzisiaj nawet została poszerzona o stwierdzenie, że dziewczyny też mogą się bić (to chyba wpływ chodliwej od jakiegoś czasu dziewczyńskiej bajki 'My Little Pony', która wbrew wszystkim odcieniom prezentowanego w niej różu i słodkim głosikom kucyków, dosyć jest zadziorna). Alternatywą była zabawa w rekinka (Babu jest badaczem rekinów, który zabawia je piłeczką na sznurku, kim ja jestem, wiadomo). Cóż było robić, jako że na angielskim właśnie przerabiamy przestępczość, pierwsze, co przyszło mi do głowy, to napad. Przygotowaliśmy scenografię i niezbędne rekwizyty: bandamki, rękawiczki, pistolety, latarki, wytrych, szkatuły z forsą i biżuterią itd. A potem po ciemku napadaliśmy i napadaliśmy. A na koniec i tak byłam rekinkiem, ech:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz