Komedia, która w magiczny sposób zdjęła z moich barków ciężar nagromadzony w ciągu połowy tygodnia. Dawno nie wyszłam z kina taka wypoczęta. A zanim zaczął się seans, dyszałam w fotelu po przebieżce, by spóźnionym wejściem nie przekadzać innym na sali. Kiedy Maciek rezerwował bilety, śmiałam się, że na poważnie podszedł do przystankowego żartu z wyjścia na 'Wymyk' i wybrał film kierując się jego długością. Bo poprzednim razem okazało się, że ledwie podeszliśmy do przystanku, podjechał tramwaj. Dla jasności: 'Wymyk' to osiemdziesiąt pięć minut, 'Rzeźnia' - siedemdziesiąt dziewięć. O czym jest najnowszy hit Polańskiego, wszyscy wiedzą, bo reklamy i recenzje można spotkać na każdym kroku. Ale żeby przekonać się, dlaczego to panowie zasługują na rzęsiste oklaski, trzeba już samemu 'Rzeźnię' obejrzeć. Na długo pozostanie mi w pamięci scena, w której Alan rozmawia z matką Michaela i szczerząc się łobuzersko, szepce do pozostałych: 'Ona mówi do mnie: doktorze'. Gdzie się podział cyniczny adwokat diabła? Hahaha:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz